Od 20 dni na granicy polsko-białoruskiej koczuje grupa 32 migrantów z Afganistanu, wśród nich jest 52-letnia kobieta, która jest bardzo chora. Noc z piątku na sobotę była dla tych osób wyjątkowo ciężka - było zimno i padał deszcz - Polska Agencja Prasowa informuje, że przez Usnarz Górny przeszła ulewa. W prowizorycznym obozowisku migranci mają namioty, ale nie mają ciepłych ubrań, które pomogłyby im przetrwać takie warunki. Jak relacjonuje TVN24, około godz. 10:00, podczas rozmowy z tłumaczką, skarżyli się, że są przemoczeni, że jest im zimno i czują się coraz gorzej.
Migranci przyznali, że w piątek dostali ciepły posiłek ze strony białoruskiej. Nagranie z przekazania jedzenia zamieściła na Twitterze Straż Graniczna. "Grupa cudzoziemców koczująca po białoruskiej stronie granicy ostatni posiłek dziś [w piątek - red.], dostała o godz. 19:20. Posiłki i napoje dostarczane są regularnie cudzoziemcom przez stronę białoruską" - podkreślono.
"Afganki i Afgańczycy na granicy dostali ciepły posiłek od Białorusinów. To pierwsze jedzenie od kilku dni. Jest bardzo zimno i leje. Wszyscy chorzy" - poinformowała z kolei w sobotę koło południa Fundacja Ocalenie.
Na granicy polsko-białoruskiej jest Wojciech Grzesiak, ksiądz i ratownik medyczny. Na antenie TVN24 zaznaczył, że Straż Graniczna nie pozwala dojść do migrantów, uzasadniając, że znajdują się oni po stronie białoruskiej. - Jak na razie impas - podkreślił, dodając, że przy takich warunkach zarówno kondycja fizyczna, jak i psychiczna "musi być fatalna". - Ja myślę, że sama obecność jakiegokolwiek medyka, który mógłby się nimi zainteresować, jakkolwiek wyciągnąć taką pomocną dłoń w najbardziej podstawowym badaniu byłby dla nich choćby nawet psychicznie pewną podporą, że nie są zostawieni sami sobie - stwierdził ks. Grzesiak.
- To jest najważniejsze, a wielu o tym zapomina: to są ludzie. To człowiek taki sam jak ja - podkreślił duchowny.