Od ponad dwóch tygodni kilkadziesiąt osób przebywa na granicy polsko-białoruskiej. - 15 dni temu te osoby zostały znalezione przez policję w jednej z pobliskich miejscowości. Policja wezwała do nich Straż Graniczną, która podjechała ciężarówkami i poinformowała te osoby, że zostaną przewiezione do ośrodków. Po czym zostały przewiezione tutaj i dostały nakaz udania się na stronę białoruską - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Kalina Czwarnóg z Fundacji Ocalenie.
Do migrantów niedopuszczone są osoby, które chcą im pomóc, m.in. przedstawiciele Fundacji Ocalenie oraz parlamentarzyści. Uchodźcy próbują się komunikować - krzyczą lub pokazują na migi, co się dzieje w tym prowizorycznym obozowisku. - Jedna osoba patrzy przez lornetkę, a nasz tłumaczka przez krzykaczkę zadaje pytania. Najczęściej są to pytania zamknięte, ponieważ osoby za pomocą gestów dają nam odpowiedzi "tak" lub "nie" - tłumaczy Kalina Czwarnóg. Jak dodaje, migranci czasami piszą na kartonie kawałkiem węgla.