Rozmawiałam z bratem uchodźcy z Usnarza. "Co z nimi teraz będzie? Nie wiemy, co robić"

Wiktoria Beczek
Co z nimi teraz będzie? - pyta Adbul, brat jednego z migrantów, którzy koczują na polsko-białoruskiej granicy. Mogę go tylko zapewnić, że jeszcze kilka dni temu, kiedy grupę było widać zza kordonu służb, jego brat wyglądał w porządku. "Alhamdulillah! Mama bardzo się martwi" - pisze z Kabulu.

Baset, brat Abdula, jest jednym z około 30 Afgańczyków koczujących na polsko-białoruskiej granicy. Po tym, jak poseł Maciej Konieczny przyjechał do Usnarza Górnego i zdołał przerzucić ludziom kilka paczek z jedzeniem i śpiworami, Abdul odnajduje na Facebooku partię Razem, by dowiedzieć się czegoś więcej o sytuacji brata. Wówczas działacze liczą jeszcze, że impas zostanie niebawem przerwany i pogranicznicy wpuszczą grupę do Polski, więc podtrzymują go na duchu. 

Znajoma z Razem pisze do mnie w poniedziałek, że mają kontakt z bratem chłopaka koczującego w Usnarzu. Odezwała się też jego mama, która nie zna angielskiego, więc powtarza tylko "please save my son" [ang. proszę, uratujcie mojego syna]. Dostaję do niego kontakt i następnego dnia przez prawie dwie godziny wymieniamy się wiadomościami. 

"Nie wiemy, co robić"

Pytam go m.in. o to, dlaczego jego brat zdecydował się na wyjazd. Dowiaduję się, że Baset studiował i w tym czasie mieszkał w rosyjskim Kazaniu, niedawno obronił magisterkę w kazańskiej filii Moskiewskiego Instytutu Energetyki. "Teraz nikogo jego wykształcenie nie będzie obchodziło" - pisze Abdul, który jest programistą i mieszka w rodzinnym Kabulu. Wiza Baseta wygasła jednak krótko po zakończeniu studiów, więc nie mógł pozostać w Rosji. 

"Nie miał jak wrócić do Kabulu. Wszystkie loty zostały zawieszone. Granica lądowa też była zamknięta i droga przez Sher Khan Bandar z Tadżykistanu również" - informuje. "Pewnie wiesz, jaka jest teraz sytuacja w Afganistanie. Nie wiemy, co robić" - dodaje. Dopytywany później wyjaśnia, że Baset próbował dostać się do ojczyzny przez Tadżykistan, jednak został zawrócony i musiał nielegalnie wrócić do Rosji.

Nie wiem, jaką drogą podróżował. Ostatni raz rozmawialiśmy miesiąc temu, może ze dwa dni, zanim wyruszył w stronę Polski. Wiedziałem o jego planach, żeby dostać się do Unii Europejskiej, ale wszystko wydarzyło się na ostatnią chwilę. Prosił o pieniądze, bo znalazł kogoś, kto miał mu pomóc

- pisze Abdul. Jest zdziwiony, kiedy mówię mu, że mój redakcyjny kolega jest w Usnarzu, ale służby nie pozwalają na kontakt z uchodźcami. "Wcześniej można było podejść. Co się stało?" - pyta, a ja tłumaczę mu, że po akcji Koniecznego pogranicznicy przesunęli kordon tak, aby media, mieszkańcy okolicznych wsi, politycy i działacze fundacji Ocalenie nie mieli dostępu do koczowiska. Od teraz komunikacja z uchodźcami odbywa się za pomocą megafonu, przez który Mahdieh Gholami, niezmordowana tłumaczka języka dari, wykrzykuje pytania, a migranci, podnosząc ręce, odpowiadają jej "tak" lub "nie".

"Co z nimi teraz będzie?"

"Czy to coś pomoże, jeśli napiszesz o nich artykuł?" - pyta, bo nie ma pojęcia, że sytuacja na granicy z Białorusią jest jednym z głównych tematów w polskich mediach. 

Abdul wie jedynie, że Baset - tak, jak wszystkie inne osoby - zadeklarował chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową. "Co z nimi teraz będzie?" - pyta w wiadomości, myśląc, że wdrożona została właściwa procedura. Muszę mu jednak wytłumaczyć, że grupa powinna zostać przewieziona do ośrodka dla uchodźców, gdzie mogliby bezpiecznie oczekiwać na decyzję, jednak Polska łamie prawo, o czym informuje choćby Rzecznik Praw Obywatelskich. 

Zobacz wideo Przedstawiciel RPO: Każda z osób w Usnarzu wniosła o ochronę międzynarodową. Powinny zostać wpuszczone

Kiedy mówię Abdulowi, że widziałam zdjęcia Baseta sprzed kilku dni i wówczas jeszcze wyglądał w porządku, odpisuje "Alhamdulillah" - dzięki Bogu, ale dodaje, że brat niedawno przeszedł operację ręki i ma problemy z wątrobą. "Mama bardzo martwi się bratem, cały czas się modli" - relacjonuje. Obiecuję mu, że będę się odzywać, jak tylko dowiem się czegoś nowego o stanie Baseta.

***

W środę przed południem z prowizorycznych rozmów z migrantami fundacja Ocalenie dowiaduje się, że 25 osób źle się czuje, z tego 12 jest ciężko chorych. W najgorszym stanie jest 52-letnia Gul, która kilka dni temu przestała wstawać. Uchodźcy nie mają nic do jedzenia, piją wodę z brudnego strumyczka. 

Aktualizacja: Do tekstu wprowadziłam poprawkę, która wyjaśnia, dlaczego Baset nie mógł pozostać w Rosji. 

Więcej o sytuacji w Usnarzu Górnym:

Więcej o: