Na polsko-białoruskiej granicy w pobliżu miejscowości Usnarz Górny nadal koczuje grupa migrantów. Według Straży Granicznej obecnie przebywają tam 24 osoby - dwudziestu mężczyzn i cztery kobiety.
Migranci w rozmowach z przedstawicielami Fundacji Ocalenie skarżą się na zły stan zdrowia. "Widzimy trzy kobiety i 15-letnią dziewczynkę. Osoby przekazały nam, że potrzebują wody i jedzenia" - pisali. członkowie fundacji.
Z białoruskiej strony przed ewentualnym odwrotem zagradzają im drogę tamtejsze służby. Przejścia na polską stronę pilnują żołnierze i funkcjonariusze Straży Granicznej.
W poniedziałek gościem programu "Fakty po faktach" była siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona wspólnoty "Chleb Życia", która odniosła się do sytuacji na granicy. - Rozwiązaniem nie jest przeciąganie kryzysu, który przede wszystkim powoduje cierpienie ludzi. Nie wolno patrzeć spokojnie na cierpienie ludzi, kiedy możemy im pomóc - mówiła na antenie TVN24.
Siostra podkreślała, że nie możemy godzić się na traktowanie uchodźców jako elementu gry politycznej. Zaznaczyła, że "są rozwiązania, które pozwoliłyby tym ludziom na godne wyjście z tej sytuacji, a przede wszystkim uratowanie ich życia i zdrowia".
Przełożona wspólnoty "Chleb Życia" uważa, że nie ma takich sytuacji, w których polityka zabrania podania ręki drugiemu człowiekowi. - To mnie może kosztować, ale to jest nakaz ewangeliczny. Nie ma tu dyskusji - zaznaczyła.
Stwierdziła, że nie rozumie, dlaczego akurat na cierpieniu grupy uchodźców "odbija się cała megapolityka". Brak reakcji i pomocy dla imigrantów jest dla niej "nie do przyjęcia".
- Nie ma takiej sytuacji, znamy to również z historii, w której nie można by było podać ręki drugiemu człowiekowi, nawet ryzykując własne życie - dodała.
W jej ocenie, jeśli Polska nie przyjmie migrantów, oznaczałoby to, że "jesteśmy złymi ludźmi". W swojej wypowiedzi przypomniała m.in. ratowanie Żydów w czasie II wojny światowej. - Obecnie też są ludzie, którzy z narażeniem życia ratują innych ludzi i to wcale niekoniecznie wyznawców tej samej religii, będących tej samej rasy - przekonywała.
Jak wyjaśniła: "Takie czyny wymagają bohaterstwa. Nie każdy jest do bohaterstwa stworzony. Ale w tym wypadku, tych ok. 30 osób to jest pomoc, która nie wymaga żadnego bohaterstwa".