Grupa kilkudziesięciu uchodźców z Afganistanu od dwóch tygodni koczuje na granicy polsko-białoruskiej, nieopodal miejscowości Usnarz Górny.
W niedzielę około godz. 10 Straż Graniczna podała, że "ponad połowa" przebywających tam cudzoziemców "opuściła teren", zaś "pozostałe osoby nie chcą opuścić miejsca koczowiska".
Jeszcze w niedzielę Straż Graniczna poinformowała na Twitterze, że "Służby graniczne Białorusi zaprosiły dziś białoruskie media na spotkanie z koczującymi cudzoziemcami. Miejsce koczowiska zostało wcześniej przygotowane do nagrań telewizyjnych. Część osób została zabrana, a nowe przywiezione".
W jednym z niedzielnych tweetów Straż Graniczna sprecyzowała, że "po stronie białoruskiej na wysokości m. Usnarz Górny znajduje się obecnie grupa 24 osób" - 20 mężczyzn oraz cztery kobiety. Strażnicy dodali we wpisie, że w grupie uchodźców nie ma dzieci. Informację tę późnym wieczorem potwierdziła rzeczniczka prasowa straży granicznej ppor. Anna Michalska w rozmowie z PAP.
Natomiast zgodnie z ustaleniami Fundacji Ocalenie, na granicy znajdują się 32 osoby. - Na polsko-białoruskiej granicy wciąż przebywają 32 osoby - powiedziała w niedzielę wieczorem wolontariuszka Fundacji Ocalenie, perska tłumaczka o imieniu Mahdieh, cytowana przez PAP. Wyjaśniła, że zapytała przez megafon o liczbę koczujących. W odpowiedzi jedna z osób znajdujących się w grupie uchodźców uniosła duży karton z napisaną liczbą 32.
Fundacja podała też komunikat, jaki otrzymała od grupy migrantów. "Osoby z Usnarza na kawałku drewna napisały "We need international protection, we are sick, we need help" ("potrzebujemy międzynarodowej ochrony, jesteśmy chorzy, potrzebujemy pomocy" - red.).