Usnarz Górny. Prawnik: Osoby na granicy mówiły, że były bite kolbami karabinów. Potrzebują lekarza

- Z tego co nam mówili, byli bici kolbami karabinów - opisał sytuację osób na polsko-białoruskiej granicy prawnik Fundacji Ocalenie Tadeusz Kołodziej w rozmowie z OKO.press. Dodał, że obecnie kontakt z imigrantami jest niemożliwy, gdyż straż graniczna nikogo do nich nie dopuszcza na mniej niż kilkaset metrów.

Od 13 dni kilkudziesięciu uchodźców z Afganistanu koczuje na terenie pasa rozgraniczającego Polskę i Białoruś, nieopodal miejscowości Usnarz Górny w województwie podlaskim. W sobotę rano strażnicy graniczni i żołnierze utworzyli kordon w odległości kilkuset metrów od koczujących imigrantów. Tym samym uniemożliwili dotarcie do nich mediom, prawnikom i przedstawicielom aktywnie działającej na miejscu Fundacji Ocalenie.

- Jakikolwiek kontakt z tymi osobami jest uniemożliwiony - relacjonował w rozmowie z OKO.press prawnik Tadeusz Kołodziej. Jak przekazał, z uchodźcami udało się na chwilę nawiązać relację na odległość dzięki megafonom i lornetkom. Koczujące osoby miały podnosić w odpowiedzi na pytania jedną lub dwie ręce, które symbolizowały odpowiedzi "tak" i "nie". Jak jednak dodał prawnik, straż graniczna szybko zasłoniła te osoby.

Zobacz wideo "Możemy się spodziewać, że do naszego kraju przybędzie bardzo dużo Afgańczyków"

- Co więcej, kazała im nie podnosić rąk, co jest groteskowe, bo oficjalną linią straży granicznej jest to, że oni nie znajdują się na polskim terytorium, tylko na białoruskim. Więc jakie mają prawo cokolwiek im nakazywać? – pytał retorycznie. Wcześniej rzeczniczka straży granicznej ppor. Anna Michalska w rozmowie z TVN24 faktycznie przekonywała, że "ta grupa znajduje się po białoruskiej stronie". - Po stronie polskiej nie ma żadnych grup koczujących imigrantów – twierdziła Michalska.

Kołodziej dodał, że uchodźcy mówili, że byli bici kolbami karabinów. Jak przekazał, ostatnia informacja, jaką zdołali zakomunikować, była taka, że występują u nich problemy zdrowotne i potrzebna im jest pomoc medyczna.

Relację tę w rozmowie z TVN24 potwierdził radca prawny Patryk Radzimierski, który jest pełnomocnikiem znajdujących się na granicy osób wnioskujących o ochronę międzynarodową. - Udało nam się dowiedzieć, że w tej chwili potrzebują lekarza. Następnie zabroniono im tam podnoszenia rąk, uniemożliwiając jakąkolwiek komunikację - przekazał.

Dodał, że obecnie na miejscu nie przebywa osoba dowodząca akcją. - Nie wiemy, kto jest za to odpowiedzialny. Próby kontaktu telefonicznego z komendą straży granicznej również zakończyły się niepowodzeniem - mówił radca prawny. - Mamy nadzieję, że ktoś się opamięta i umożliwi tym ludziom przynajmniej skorzystanie z pomocy lekarskiej, zanim dojdzie do tragedii - przekazał.

Sto prób nielegalnego przekroczenia granicy

Rzeczniczka straży granicznej Anna Michalska powiedziała, że "wiele wskazuje na ingerencję białoruskich służb przy próbach forsowania polsko-białoruskiej granicy" przez uchodźców. Jak mówiła, tylko w piątek straż graniczna wykryła prawie sto prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusią.

Anna Michalska dodała, że "działania, które obserwujemy na granicy w ostatnim czasie, mogą być sterowane". Jak wyjaśniła, świadczy o tym fakt, że uchodźcy zeznają, iż ich dokumenty zostały zniszczone po białoruskiej stronie granicy.

Od początku sierpnia granicę z Białorusią próbowało nielegalnie przekroczyć ponad 2 tysiące osób. Michalska zapewnia, że wszystkim zatrzymanym zostaje udzielona pomoc. - Wczoraj przy prawie stu próbach nielegalnego przekroczenia granicy zatrzymaliśmy 27 osób. Wszystkie osoby trafią do strzeżonych ośrodków dla cudzoziemców, gdzie będą bezpieczni i zostanie im udzielona pomoc - wyjaśniła.

Michalska nie miała prawdopodobnie na myśli ponad trzydziestoosobowej grupy osób, która koczuje w okolicy Usnarza Górnego. Straż i wojsko bowiem uniemożliwiała im dotychczas nielegalne przekroczenie granicy, które pozwoliłoby na uruchomienie procedury udzielenia ochrony międzynarodowej. Obecnie nie wiadomo, co się z nimi dzieje, bo media zostały odsunięte na znaczną odległość, a uchodźcy zasłonięci pojazdami.

Więcej o: