Od kilku dni obecnie około 30 migrantów z Afganistanu i Iraku koczuje na terenie pasa granicznego między Polską a Białorusią, w okolicy miejscowości Usnarz Górny w województwie podlaskim. W czwartek 19 sierpnia pozwolono rozbić namiot dla uchodźców, by nie spędzali kolejnej nocy pod gołym niebem. Politykowi Lewicy pozwolono przekazać też śpiwory, jedzenie czy powerbanki.
Do sytuacji tej odniósł się w rozmowie z WP.pl gen. Dominik Tracz, który był szefem Straży Granicznej w latach 2012-2015. Według niego sytuacja w Usnarzu Górnym jest zagrywką Aleksandra Łukaszenki, który w ten sposób chce pokazać Polsce i Unii Europejskiej, co się stanie, jak Białoruś przestanie chronić swoich granic. Według generała jest to powtórzenie działań, jakie zastosowała przed laty Turcja, która pozwalała imigrantom przekraczać granice UE.
- Uchodźcy to ludzie, nie nasi przeciwnicy. Opuścili swój kraj, bo dalsze przebywanie w nim stanowiło dla nich zagrożenie - powiedział były szef Straży Granicznej. - Służyłem 30 lat w mundurze i dziwię się, że nie jesteśmy obecnie wypracować wspólnie z Unią Europejską działań, które byłyby skuteczne w takich przypadkach. Odnoszę wrażenie, że znajdujemy się w sytuacji, w której zmierzamy w odwrotnym kierunku. Martwi mnie to, że tak sprawny i silny kraj, wchodzi w grę białoruskiego reżimu - powiedział dalej.
Według generała, strażnicy powinni przyjąć wnioski uchodźców, zebrać niezbędne dokumenty i działając w uzgodnieniu z Urzędem ds. Cudzoziemców wskazać miejsce, do którego ci zostaną dowiezieni. Szef takiego urzędu ocenia zasadność wniosków oraz to, czy migrantom powinna być przyznana ochrona.
- Przerzucanie się odpowiedzialnością z białoruskimi służbami jest najgorszym rozwiązaniem. Ci ludzie chcą znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Nie wiemy, co zrobi jutro prezydent Łukaszenka. Czy nie wsadzi ich w samolot i odeśle z powrotem do kraju. Białoruś wypycha tych ludzi do nas, żeby pokazać, że się wcale od nich nie różnimy, a pojęcie demokracji jest dla nas wygodne, kiedy nie musimy brać na siebie odpowiedzialność - ocenia Dominik Tracz, który pracuje w Fundacji "Instytutu Bezpieczeństwa i Strategii".
Generał odniósł się także do wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, który mówił o konieczności ochrony granicy Polski. Premier przyznał, że "szczerze współczuje" uchodźcom, ale są oni "instrumentem, narzędziem w ręku Łukaszenki", któremu Polska nie ulegnie. Według Dominika Tracza taka decyzja rządu wpłynęła na zachowanie funkcjonariuszy Straży Granicznej w Usnarzu Górnym.
- Nie po to szkolimy funkcjonariuszy Straży Granicznej, żeby realizowali doraźne cele polityczne. Jak patrzę na ich relacje z cudzoziemcami jestem przekonany, że ten aspekt jest decydujący. Przecież oni tam są, widzą dramat tych ludzi, mają swoje rodziny, bliskich i mają świadomość, ze to naprawdę się dzieje. To nie jest przekaz z pozycji rządu, które uparcie twierdzi, że uchodźców do Polski nie wpuści. Bardzo dużo ludzi w mundurach ma świadomość tego, że uczestniczy w działaniach politycznych. Robią to co mogą, ale naprawdę się z tego nie cieszą - ocenia były komendant.
Więcej na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej można przeczytać w artykułach: