Po śmierci 34-letniego mężczyzny z Lubina (woj. dolnośląskie), który zmarł w ostatni piątek po interwencji policji, prokuratura wszczęła śledztwo z artykułu 155 Kodeksu karnego (nieumyślne spowodowanie śmierci) oraz artykułu 231 Kodeksu karnego (przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego). Sekcja zwłok mężczyzny zaplanowana jest na wtorek. Z powodu zamieszek, do których doszło przed lubińską komendą policji, zatrzymano 40 osób. Ta sprawa to jedna z kilku historii, o których w ostatnich latach było głośno za sprawą domniemanych - lub potwierdzonych przez późniejsze śledztwa - zaniedbań ze strony policji.
Najgłośniej w ostatnich latach było o historii 25-letniego Igora Stachowiaka, który 15 maja 2016 roku - po zatrzymaniu przez policję na wrocławskim rynku - zmarł na komisariacie Wrocław-Stare Miasto tego samego dnia. Zatrzymano go nad ranem, gdy wracał z imprezy. Według jednej z wersji zwrócił uwagę policjantów, bo był podobny do 22-letniego Mariusza F., który był poszukiwany za handel narkotykami, a funkcjonariuszom uciekł dwa dni wcześniej (na nagraniach, do których dotarła stacja TVN 24, z ust policjantów zatrzymujących Stachowiaka padło m.in. "On jest podobny do tego ch…a, co nam spie…ł właśnie"). Do mediów trafiły też nagrania z momentu zatrzymania - Stachowiak krzyczał do policjantów na wrocławskim rynku: "za co? Ku**a! Proszę! Ja nic nie zrobiłem! Ale proszę was! Za co wy mi robicie takie coś? Ludzie, ludzie!". Został przewieziony na komisariat.
Protest przed komisariatem na Trzemeskiej - zdjęcie skatowanego Igora Stachowiaka Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl
Początkowo rodzinę mężczyzny informowano, że po przewiezieniu na komisariat Igor spadł z krzesła, a w wyniku odniesionych obrażeń zmarł. Oświadczenia w sprawie wydały też Komenda Główna policji i prokuratura. Punktem zwrotnym w sprawie okazał się reportaż autorstwa Wojciecha Bojanowskiego opublikowany rok później w "Superwizjerze" - pokazano w nim, jak 25-latek leży na podłodze łazienki na komisariacie. Jest skuty kajdankami i jednocześnie rażony prądem. Zachowały się też zapisy rozmów, podczas których Igor błaga policjantów, by przestali. Jeden z policjantów mówi w pewnym momencie "jeszcze raz się nie zastosujesz do polecenia, będzie powtórka z rozrywki". Stachowiak pyta: "ja pi…ę, co wy odp*** ze mną? Czemu jesteśmy w kiblu?". Na żadnej z kamer zamontowanych w komisariacie nie zarejestrowało się jakiekolwiek nagranie z tego dnia - kamera była zamontowana w samym paralizatorze.
Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar po emisji reportażu powiedział wprost - to były tortury. Pod wrocławskim komisariatem policji wybuchły zamieszki, które trwały kilka dni. - "Zabiliście Igora", "chcemy sprawiedliwości" - to niektóre z wznoszonych wówczas haseł. - W tej sprawie mieliśmy przeciwko sobie cały aparat państwa. Chronili swoich. To było najważniejsze. Prawda się nie liczyła. Zderzyliśmy się ze ścianą - mówił później w rozmowie z Onetem Maciej Stachowiak, ojciec Igora.
Czterech policjantów oskarżono o przekroczenie uprawnień i znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem. W 2019 roku Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście uznał czterech byłych policjantów - Łukasza R., Pawła G., Pawła P. i Adama W. - za winnych. Najwyższą karę 2,5 roku więzienia usłyszał pierwszy z nich - to właśnie on trzykrotnie użył paralizatora wobec 25-latka. Pozostałych skazano na 2 lata więzienia za "asystowanie" przy użyciu urządzenia. W lutym 2020 roku sąd apelacyjny utrzymał wyrok w mocy. Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich w lutym 2021 roku wniosło do Sądu Najwyższego o uchylenie wyroku Sądu Okręgowego we Wrocławiu i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania.
Zamieszki po śmierci Igora Stachowiaka Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Wyborcza.pl
Zamieszki po śmierci Igora Stachowiaka - maj 2016 Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Wyborcza.pl
Maciej Stachowiak z portretem syna Igora Fot . Krzysztof Ćwik / Agencja Wyborcza.pl
Do kolejnego ze zdarzeń doszło 14 listopada 2019 r. w Koninie (województwo wielkopolskie). Na ulicy Wyszyńskiego patrol policji chciał wylegitymować trzy osoby - dwóch 15-latków i jednego 21-latka. Najstarszy z mężczyzn zaczął uciekać i nie zatrzymał się pomimo wezwań policji. - Doszło niestety do sytuacji, w której policjant zmuszony był użyć broni - informował potem Marcin Jankowski, rzecznik prasowy policji w Koninie. Adama postrzelono na wysokości placu zabaw. Z nieoficjalnych informacji wynika, że policjanci chcieli wylegitymować chłopaków, bo rozpracowywali wówczas szajkę handlującą narkotykami w pobliżu szkół. "Kiedy upadł, pierwszym przy nim był policjant, który strzelał. Próbował tamować krew, reanimować. Podobno krzyczał: "Patrz na mnie!". Ale oczy Adama były już puste" - opisywał w swoim reportażu Mariusz Sepioło na Weekend.gazeta.pl.
14 listopada. Oględziny miejsca, w którym zginął Adam Czerniejewski. Plac zabaw przy ul. Wyszyńskiego w Koninie Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl
Zamieszki po śmierci Adama (fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta) Zamieszki po śmierci Adama (fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl)
Sam Adam nigdy nie był karany. Po tragedii głos w sprawie zabrał jego ojciec. Na portalu społecznościowym napisał: "Dzieciaka nie mogli dogonić, to go zastrzelili. Tylko dzieci mordować potrafią". Przed komendą policji w Koninie wybuchły zamieszki. Demonstranci skandowali hasło "mordercy", rzucali też butelkami i kamieniami w funkcjonariuszy. Policja użyła gazu pieprzowego, trzy osoby zostały ranne, a siedem zatrzymano. Miasto zwołało sztab kryzysowy, a sytuacja zaogniła się do tego stopnia, że o spokój zaapelował ostatecznie także ojciec Adama. - Chciałbym prosić wszystkich w imieniu swoim i syna, żebyście nic nie robili, żebyście uszanowali śmierć mojego syna. To, co robicie, naprawdę przeszkadza i dla dobra syna - proszę: skończcie z tym - powiedział na konferencji prasowej.
Śledztwo w sprawie wszczęła Prokuratura Okręgowa w Koninie, później przeniesiono je do Prokuratury Regionalnej w Łodzi. W maju 2021 roku media obiegła informacja, że śledczy chcą postawić zarzuty policjantowi, który strzelał do Adama. Sierżant Sławomir L. utrzymywał, że za spust pociągnął w samoobronie. We wrześniu ubiegłego roku wrócił do pracy. Ojciec Adama w mediach społecznościowych nazwał Sławomira L. mordercą. Po tym, jak opublikował na swoim profilu zdjęcie i dane osobowe policjanta, wielkopolska policja zawiadomiła prokuraturę. Sąd Rejonowy w Koninie skazał ojca Adama na grzywnę w wysokości 2400 zł.
Konin. Pogrzeb 21-letniego Adama Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl
W maju 2010 roku policja przypuściła "nalot" na Jarmark Europa przy dworcu PKS Warszawa-Stadion. Doszło do kłótni, w wyniku której zginął 36-letni Maxwell Itoya, nigeryjski imigrant mieszkający w Polsce. Nieumundurowani policjanci chcieli zatrzymać na miejscu kilku handlarzy podróbkami - jednego z nich ujęli po pościgu w pobliskim tunelu. Wówczas do sprawy miał włączyć się Itoya, który również handlował na bazarze - usiłował wynegocjować uwolnienie kolegi. Doszło do szamotaniny. "Policjanci zdjęli kajdanki zatrzymanemu, ale nie ostudziło to emocji. Jeden z funkcjonariuszy sierż. Artur B. sięgnął po broń. Padł strzał. Pechowo kula przeszyła tętnicę udową Maxwella Itoi. W ciągu kilku chwil sprzedawca wykrwawił się na śmierć" - opisywała "Wyborcza Warszawa". Po jego śmierci na miejscu wybuchły zamieszki - policjanci zostali obrzuceni kamieniami przez tłum. Ostatecznie zatrzymano 32 mężczyzn, zarzuty usłyszało 26 z nich.
Zamieszki, zatrzymanie, przesłuchanie w komendzie. I w efekcie zarzuty usłyszało 26 osób. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Wyborcza.pl
W sprawie przesłuchano kilkudziesięciu świadków, powołano też kilka zespołów biegłych. - Przeprowadzone czynności nie pozwoliły, w sposób niebudzący wątpliwości, ustalić faktycznego przebiegu zdarzenia - przekazała później prok. Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. W sprawie wskazywano m.in. na kontekst kulturowy i na to, że "coś, co policjant mógł odbierać jako zachowanie agresywne, dla Nigeryjczyka było normalną rozmową". Ostatecznie nie udowodniono winy policjanta.
Itoya miał żonę Monikę i trójkę dzieci. 23 maja 2021 roku, w 11. rocznicę jego śmierci, w okolicach dawnego Jarmarku Europa upamiętniło go około 100 osób. Dwa lata wcześniej w tym samym miejscu w rocznicę śmierci Maxwella zgromadzonym przeczytano list od jego żony: "Bardzo dziękuję za pamięć o Maxwellu. I wasze wsparcie. Jest to naprawdę bardzo ważne. Dla mnie i dla moich dzieci ta śmierć i okoliczności, w jakich do niej doszło, są niemożliwe do zapomnienia".
W miejscu śmierci Maxwella długo płonęły znicze Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
Zamieszki po śmierci Itoyi fot. Filip Tomaszewski, Agencja Wyborcza.pl