Opieka psychologiczna w polskich szpitalach praktycznie nie istnieje. - W okresie pandemii obserwuję coraz więcej sytuacji, które mogą być przyczyną poważnych kryzysów psychicznych - mówi Anna Stolaś, psycholog kliniczny, położna, pracownik Zespołu Psychologów Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UM w Poznaniu.
To często jest środek nocy. Wybudza mnie dzwonek. Po pierwszych dźwiękach już wiem. Odbieram.
"Tu intensywna opieka noworodka, mamy takiego pacjenta... w stanie agonalnym. Rodzice chcą się pożegnać. Nie potrafią"
"Pani Aniu, policja przywiozła nastolatkę po gwałcie"
"Tu neonatologia. Umarł nagle ten drugi bliźniak, wie pani ten Franek, rodzice już jadą"
"Tu sala porodowa. Rodzice po porodzie ciąży obumarłej od 5 godzin nie chcą oddać ciała... to chyba trochę za długo"
"Tu oddział porodowy, mamy poród 13-latki"
"Pani poroniła do toalety. Zabarykadowała się w łazience"
"Przepraszam, że dzwonię o 2 w nocy..."
- Muszę przyjechać - dopowiadam.
Joanna Zajchowska, Gazeta.pl: Często odbiera pani takie telefony?
Anna Stolaś, psycholog: Najczęściej kilka razy w ciągu doby. Czasem również w nocy.
Przyjeżdża pani na oddział i...
...wchodzę do sytuacji kryzysowej, czyli takiej, w której myśli pacjenta, jego emocje i działania są w dużym chaosie. W moim przypadku wezwania dotyczą najczęściej straty ciąży, diagnozy złego rozwoju płodu, zagrożenia życia noworodka, zagrożenia porodem przedwczesnym.
Jak wyglądają pani działania?
Celem mojej pracy jest uzyskanie przez pacjentkę stanu, w którym przynajmniej na podstawowym poziomie będzie mogła myśleć racjonalnie, podejmować decyzje, radzić sobie z trudnymi emocjami czy działać. To pierwszy etap.
A kolejny?
Zazwyczaj ta pierwsza rozmowa jest typowo interwencyjna. Ważniejsze bywa nasze drugie spotkanie, kiedy mija pierwszy kryzys. Wtedy możliwe jest uważniejsze przyglądanie się emocjom, nazywanie ich, opisywanie przeżyć związanych z sytuacją, szukanie strategii. Dlatego tak ważna w całodobowym dostępie do pomocy psychologa, jest możliwość prowadzenia ciągłej opieki psychologicznej. Oznacza to, że po nocnym wezwaniu do pacjentki, żegnamy się słowami: "do zobaczenia jutro".
Interwencja psychologa wydaje się oczywista.
Jednak wcale taka nie jest. Jest tylko jeden szpital w Polsce, który oferuje taką zorganizowaną pomoc przez całą dobę. To ginekologiczno - położniczy szpital Polna w Poznaniu.
Jadwiga Łuczak Wawrzyniak (szefowa naszego zespołu psychologów) włożyła ogrom pracy w to, żeby pacjentki, ale i personel w sytuacjach kryzysów mieli całodobowy dostęp do pomocy psychologa.
Co przeżyje pacjent w kryzysie, który takiej pomocy nie uzyska?
Nawet w obliczu najtrudniejszych życiowych doświadczeń ludzie nie pozostają całkowicie bezbronni i bezsilni. Przynajmniej część z nas uruchomi w sobie taką siłę, która pozwoli przetrwać najtrudniejsze.
Jednak w obliczu doświadczeń potencjalnie traumatyzujących, nie wszyscy będziemy mieć dostęp do siły i nadziei, a na pewno nie od razu. Wtedy brak pomocy psychologa może być przeżywany jako opuszczenie, nasilać samotność, doświadczenie kryzysu, wydłużać proces radzenia sobie z traumą. Dla pewnej grupy osób będzie to skutkować rozwinięciem zaburzeń po stresie traumatycznym, czyli chorobą.
Wciąż traktujemy zdrowie psychiczne drugorzędnie?
Pomoc psychologiczna w końcu powinna być częścią całej opieki medycznej. Zdrowie definiowane jest jako fizyczny, psychiczny i społeczny dobrostan. Tylko zadbanie o te trzy elementy pozwala nam mówić o pełnym zdrowiu. Nie widzę więc powodu, aby zdrowie psychiczne traktować drugorzędnie, zwłaszcza obecnie, kiedy wiemy, jak poważne konsekwencje nie tylko osobiste, ale i społeczne, mają jego deficyty.
W większości placówek psychologów nie ma wcale.
W szpitalach o trzecim stopniu referencyjności istnieje obowiązek zatrudnienia psychologa, który powinien być dostępny w ramach etatu. Na niższych stopniach takiego obowiązku nie ma w ogóle. Tych szpitali jest oczywiście znacznie więcej.
Jednak wysoko wyspecjalizowane szpitale również różnie podchodzą do zatrudnienia specjalisty. Zdarza się, że szpital podpisuje umowę z psychologiem, który ma odpowiadać za wszystkie oddziały. To kompletnie nierealne pod względem praktycznym. Pełni wtedy rolę bardziej konsultanta, a nie członka zespołu.
Świadomość, w jakich sytuacjach należy skorzystać z opieki psychologicznej, jest wciąż bardzo niewielka. Wielu pacjentów nie dostanie nawet takiej szansy. Nikt nie zgłasza tych potrzeb konsultantowi, a on samodzielnie nie ma szans zauważyć tych pacjentów. Bywa również tak, że szpital podpisuje umowę z psychologiem, którego fizycznie nie ma w szpitalu, przyjeżdża tylko na wezwanie telefoniczne.
Taka osoba jest w stanie realnie pomóc?
Formalnie wymóg zatrudnienia psychologa i dostępu do opieki psychologicznej jest spełniony, ale praktycznie to nie ma prawa działać. Często nie ma szans, aby zewnętrzny konsultant dojechał do szpitala szybko, czasem nawet tego samego dnia. Propozycja rozmowy z psychologiem pojutrze lub po weekendzie, to nie jest standard opieki, do którego chcielibyśmy dążyć.
Kobiety na położnictwie i ginekologii słyszą niepomyślne diagnozy, przeżywają utratę nadziei o różnych porach nocy i dnia. Tak samo na innych oddziałach pacjenci potrzebują wsparcia codziennie, także w dni świąteczne i weekendy.
W pandemii tych kryzysów jest więcej?
Już wcześniej mieliśmy sytuacji kryzysowych bardzo dużo, ale te obecne są jeszcze pilniejsze. Wymagają jeszcze większego nakładu środków, których nie ma.
Jakie to interwencje?
W okresie pandemii obserwuję coraz więcej sytuacji, które mogą być przyczyną poważnych kryzysów psychicznych. U nas na oddziale to np. długotrwała izolacja hospitalizowanych pacjentek w ciążach powikłanych od rodzin, separacje dzieci i rodziców w oddziałach neonatologicznych. To szalenie trudne i nienaturalne.
Nie robi się w takich sytuacjach wyjątków?
Myślę, że już samo mówienie o wyjątkach pokazuje jak niewiele wiemy o szkodliwości tego typu procedur. Gdybyśmy mieli pełną świadomość wartości, jaką jest wsparcie najbliższych w trakcie długiej hospitalizacji, jakie są negatywne konsekwencje rozdzielania noworodka i rodziców, jak kluczowa jest obecność bliskiej osoby w sytuacji straty ciąży, śmierci dziecka, niepomyślnej diagnozy itd., nigdy nie przyszło by nam na myśl, że trzeba tu robić wyjątek od reguły.
Byłoby to oczywistym postępowaniem. Tymczasem od początku pandemii sytuacje te nazywane "szczególnymi" musiały być dodatkowo negocjowane z osobami zarządzającymi szpitalami czy oddziałami.
Lekarze i pielęgniarki też proszą panią o rozmowę?
Personel medyczny jest dziś wyczerpany. Lekarze mówią, że jako społeczeństwo oczekujemy od nich, że będą wykonywać swoją pracę ponad siły. Jako społeczeństwo często twierdzimy, że w końcu: "pisali się na ten zawód - wiedzieli czego się spodziewać".
Pamiętam, jak zorganizowano akcję "brawa dla medyków". Za szpitalnymi murami nikt tych braw nie słyszał. Nie dlatego, że nie chciał, ale nie miał czasu ich słuchać. Zdarza się, że zaczynam interwencję od personelu, a dopiero potem idę do pacjentki.
Była kiedyś taka sytuacja, gdy podeszłam do młodej położnej, która właśnie odebrała poród martwego dziecka. Chciałam wiedzieć jak sobie radzi. Była zaskoczona. Nie spodziewała się, że może mieć prawo do odpoczynku po takim porodzie, do otrzymania wsparcia dla siebie.
Wsparcie psychologiczne dla pracowników ochrony zdrowia powinno być standardem?
Jeśli systemowo nie zatroszczymy się o personel, to on nie będzie gotowy długo i adekwatnie wspierać pacjentów i ich rodzin. Oczekujemy od osób wykonujących zawody medyczne empatii, emocjonalnej dostępności, profesjonalnego podejścia. To nie są niewyczerpywalne zasoby, ani nawet umiejętności, z którymi ludzie się rodzą. Gdy ich siły się wyczerpią, nie będą w stanie dobrze wykonywać swojej pracy.
Wszyscy ci, których praca jest tak mocno obciążająca, stresująca, konfrontująca z wątkami życia i śmierci, powinni mieć dostęp do wsparcia oraz profesjonalnych szkoleń jak najlepiej radzić sobie zarówno w relacji z pacjentami, jak i dbać o swoje zasoby. W miejscach, gdzie nie ma dostępu do opieki psychologicznej, to personel lekarski czy pielęgniarki biorą na siebie próbę udzielenia pierwszej pomocy psychologicznej.
Potrafią to robić?
Nie mają innego wyjścia. Jednak personel nie jest do tego w żaden sposób przygotowywany. Nie ma żadnej ścieżki na studiach, która przygotowuje do reagowania w sytuacjach kryzysu. Tam, gdzie pomoc psychologiczna jest intuicyjna, nieprofesjonalna, często dochodzi do sytuacji wtórnie traumatyzujących.
Czyli jakich?
Są to na przykład próby pocieszenia: "jest pani młoda, jeszcze będzie pani miała dziecko" czy umniejszania cierpienia: "to dopiero 10. tydzień ciąży". Wciąż pacjentki po stracie umieszczane są na salach, w których słyszą płacz noworodków. Dla różnych osób doświadczenie sytuacji kryzysowej może mieć różne skutki. Dostęp do pomocy psychologicznej pozwala monitorować radzenie sobie na różnych etapach działania traumy, identyfikować ryzyko, ale i zasoby poszczególnych pacjentów. Największa grupa ludzi z czasem i przy dostępie do naturalnego wsparcia bliskich osób, powróci do równowagi, życia sprzed kryzysu. Będzie też niewielka, ale szczególna grupa, która doświadczy czegoś, co nazywamy wzrostem potraumatycznym - ta sytuacja doda im skrzydeł. Trzecia grupa to osoby, które będą potrzebowały profesjonalnej pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej, aby wrócić do zdrowia.
Zdarza się, że personel nie dostrzega potrzeby tych rozmów?
Często słyszę, że pacjentka przeszła przez coś strasznego, ale nie płacze, więc nie dzwoniliśmy. To, że ona nie płacze, nie oznacza, że jej stan nie wymaga rozmowy z psychologiem. Zdarza się, że pacjentki dopiero po fakcie mówią, że nie zdawały sobie sprawy, jak tej rozmowy wtedy potrzebowały. Bywa, że pacjentki szpitala na Polnej piszą do mnie "potrzebowałam pomocy, ale jej nie uzyskałam". To pokazuje, że nawet najlepiej zorganizowany zespół wciąż nie jest w stanie zapewnić opieki wszystkim, którzy tego potrzebują.
Przez brak odpowiednich zasobów?
Z roku na rok jest coraz mniej chętnych do specjalizacji w psychologii klinicznej. Samo szkolenie trwa cztery lata, później pół roku czeka się na egzamin. Szkolenie specjalizacyjne w ramach psychologii klinicznej lub psychoterapii to koszt kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych (czasem nawet 90 tys. złotych - przyp. red). Psycholodzy pozostają jedyną grupą, która nie jest wspierana finansowo przez Ministerstwo Zdrowia w rozwoju zawodowym. Oznacza to ponoszenie wszystkich kosztów, co więcej bez realnej szansy na zwrot tej inwestycji w trakcie pracy w publicznej ochronie zdrowia. Stąd tak duży odpływ specjalistów do sektora prywatnego.
Rząd przedstawił ostatnio projekt "Zdrowa Przyszłość", który zakłada, że do 2027 roku pojawi się 1200 specjalistów psychologii klinicznej i psychoterapeutów dzieci i młodzieży na rynku.
To wydaje się kompletnie nierealne. Tym bardziej, że skutkiem pandemii COVID-19 jest zwiększenie liczby osób dotkniętych zaburzeniami psychicznymi. Cały czas wzrasta zapotrzebowanie na nowe miejsca i nowe etaty. Pomoc psychologów jest dziś ważniejsza niż kiedykolwiek.
Jako społeczeństwo zaczynamy dostrzegać potrzebę opieki psychologów?
Napisałam post w mediach społecznościowych na ten temat. Odbił się szerokim echem. Upewniło mnie to w przekonaniu, że świadomość dotycząca tego, jak ważna jest pomoc psychologiczna, jest coraz większa. Pacjenci coraz częściej potrafią zareagować, gdy ich granice zostają przekroczone. Mają świadomość swoich praw i mówią głośno, gdy spotka ich niesprawiedliwość. 30 lat temu nie było to tak oczywiste.
Pacjentki naszego szpitala, ale również ich partnerzy, mężowie, członkowie rodzin sami zgłaszają się z prośbą o rozmowę z psychologiem, proszą o wsparcie dla siebie i swoich bliskich. Myślę, że to jest bardzo ważny krok w kierunku dostępu do opieki psychologicznej, do zadbania o pełne zdrowie. Wraz ze wzrostem świadomości i potrzeb pacjentów, powinniśmy być gotowi do zapewnienia i zatrzymania w publicznej ochronie zdrowia dobrze wyszkolonych psychologów.
To, jak wygląda świadomość społeczeństwa, pokazał pani post. Skomentowało go ponad 2400 osób. Kobiety opisują tam druzgoczące historie, które spotkały je na skutek braku opieki psychologicznej. Zacytuję niektóre z nich.
"Byłam nieprzytomna z bólu. Tuż po stracie. Wyłam na cały oddział. Z bezsilności i strachu. Nigdy tak przeraźliwie nie krzyczałam. Zostałam zwyzywana, że mam się ogarnąć i zamknąć mordę".
"Ja po porodzie dziecka z zespołem wad, o których nie wiedziałam, dostałam numer do psychologa na kartce... Żebym sobie sama zadzwoniła..."
"Pierwsza ciąża - krwotok po porodzie wykryty bardzo późno, walka o moje życie. Druga ciąża - poronienie w 21. tygodniu ciąży, córeczka przeżyła, ale lekarze powiedzieli, że brakuje 4 dni i wagi. Nie podjęli walki o jej życie, więc widziałam jak umiera. Trzecia ciąża - walka o poczęcie, o utrzymanie, o mnie... Każda ta historia nacechowana była silnymi emocjami, czasami traumatycznymi przeżyciami. Ani razu nie zaproponowano mi wsparcia psychologicznego".
I tutaj postawmy kropkę.