Jan Kosiorowski został dyrektorem regionalnym Lasów Państwowych w 2015 roku. Już w 2016 roku pod jego adresem padły oskarżenia dotyczące mobbingu. W 2020 roku zrobiło się o nim głośno po tym, jak wynajął za bezcen gajówkę teściowi syna Beaty Szydło.
- Od dłuższego czasu osoba dyrektora [Jana Kosiorowskiego - red.] stanowiła obciążenie wizerunkowe. W resorcie liczono, że odejdzie on na emeryturę, ale ponieważ nie kwapił się do tego, podjęto decyzję o jego odwołaniu - mówił informator Onetu z Ministerstwa Środowiska i Klimatu.
Rządy dyrektora budziły wiele kontrowersji. W ubiegłym roku dziennikarze portalu ujawnili, iż Nadleśnictwo Niepołomice wynajęło gajówkę dla teścia syna Beaty Szydło. Jedną z osób uprawnionych do korzystania z niej był także syn byłej premier, a miesięczna opłata za wynajęcie całego budynku, budynków gospodarczych i garaży wynosiła zaledwie 388 zł. Dyrektor tłumaczył wówczas, że gajówkę mógł wynająć każdy, a powiązania polityczne nie mają tu znaczenia.
Dyrektor zatrudnił też w urzędzie córkę posłanki Barbary Bartuś. Później tłumaczył, że zrobił to, bo "była pod ręką". Dodatkowo dyrektor był jednym z założycieli Fundacji Dla Niepodległej, która planuje zbudować kaplicę w Puszczy Niepołomickiej. Na fundację nadleśnictwa podległe dyrektorowi miały przelać ponad pół miliona złotych. Leśnicy skarżyli się portalowi, że sugerowano im, by przelali pieniądze na organizację, w przeciwnym razie "dyrektor będzie zły".
Kosiorowski przekonywał, że ma duże wpływy wśród czołowych polityków PiS. - Twierdził, że ma w kieszeni premier Beatę Szydło, ministra Zbigniewa Ziobro, marszałka Marka Kuchcińskiego i wiele innych osób. Opowiadał, że jeździ do ojca Rydzyka i tam zapadają najważniejsze dla państwa ustalenia, oraz że ma jego całkowite poparcie - mówił informator portalu.
O mobbingu ze strony Jana Kosiorowskiego Onet pisał w maju. Dziennikarze skontaktowali się z niemal 20 osobami. Część z nich jednak, ze strachu przed dyrektorem, poprosiła o to, by nie publikować ich wypowiedzi.
Jedna z kobiet, która pracowała z Kosiorowskim, złożyła na niego skargę już w 2016 roku, a okres pracy w małopolskich Lasach Państwowych wspomina jako najgorszy w jej życiu. Dyrektor Kosiorowski miał nazwać ją "ruską suką" oraz grozić, że zajmą się nią "ludzie Ziobry".
Na zachowanie Kosiorowskiego skarżyli się również inni pracownicy, który opowiadali, że dyrektor krzyczy oraz używa obraźliwych słów. Niektórych leśników skazywał z kolei na ostracyzm - zabraniał innym z nimi rozmawiać.
Dyrekcja Lasów Państwowych przeprowadziła kontrolę w jednostce Kosiorowskiego. Powołano komisję antymobbingową, wyniki kontroli miały nie wykazać jednak żadnych nieprawidłowości. Co ciekawe, jednym z kontrolerów był inspektor Krystian Nowak - znajomy dyrektora od 30 lat.
Pracownicy Kosiorowskiego byli także zmuszani do brania udziału w różnych wydarzeniach związanych z obozem rządzącym, jak np. miesięcznice smoleńskie, manifestacje popierające wycinkę w Puszczy Białowieskiej czy uroczystości związane z żołnierzami wyklętymi.
- Ja po prostu rządzę twardą ręką - komentował Kosiorowski w rozmowie z Onetem. - Po prostu naruszyłem układ, który chce mnie teraz usunąć. Ten układ miał swoje interesy, które ja naruszyłem - tłumaczył. Jakie interesy i układ? Tego już dyrektor nie wyjaśnił.
Jak informuje portal, po pierwszych publikacjach Onetu, wśród małopolskich nadleśnictw zaczął krążyć list "Stanowisko Nadleśniczych zgrupowanych w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych". Wymieniono w nim "zasługi" dyrektora dla Lasów i przekonywano, że ktoś usiłuje zafałszować rzeczywisty wizerunek dyrektora. Nadleśniczy ze Starego Sącza Paweł Szczygieł był jedną z osób, które nie podpisały się pod listem. Po kilku miesiącach Kosiorowski odwołał go ze stanowiska. W środę to właśnie on mianowany został nowym dyrektorem małopolskich Lasów Państwowych.