Na narastającą agresję wobec kierowników katowickiej komunikacji miejskiej zwrócił uwagę "Dziennik Zachodni". "Nie osądzajmy - pozwólmy działać policji i prokuraturze" - apeluje natomiast Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej w Katowicach.
PKM w Katowicach wyraziło ubolewanie z powodu wypadku, do którego doszło kilka dni temu w mieście - jeden z kierowców miejscowego autobusu śmiertelnie potrącił 19-letnią kobietę. Jak jednak podkreśla przedsiębiorstwo, na zdarzeniu tym cierpią także inni kierowcy.
"Z wielkim niepokojem i smutkiem obserwujemy też falę hejtu, jaką to nieszczęście wywołało. Złe emocje i obraźliwe komentarze osądzające tak ofiarę tego wypadku, jak i jego sprawcę, są w naszej ocenie nie tylko niestosowne, ale przede wszystkim raniące uczucia bliskich tych osób, którym to tragiczne wydarzenie odebrało spokój na długi czas" podkreśla przedsiębiorstwo i apeluje o wyciszenie emocji, nieocenianie i pozwolenie, by sprawą mogły się zająć powołane do tego organy - policja i prokuratura.
Przypadki agresji w stosunku do kierowców potwierdził także członek zarządu PKM Katowice Paweł Cyganek - pisze dziennik. - Były incydenty agresji ze strony pasażerów. W jednym przypadku kierowca musiał nawet wzywać policję. Na szczęście nic się nie stało - powiedział Cyganek, który zapowiedział, że po sobotnim wypadku spółka ma zamiar zorganizować szkolenia dla kierowców z udziałem policji i psychologów.
Na temat niezdrowego zainteresowania, jakie wzbudza wypadek, wypowiedział się także inny z kierowców PKM. "Jest przykre to, co się wydarzyło dzisiaj, lecz TO NIE JEST MOJA SPRAWA!" - zaczął swoją wypowiedź autor facebookowego profilu "PKM Katowice z obiektywu kierowcy". Jego zdaniem "każdy z kierowców pracuje na swoje konto" i odpowiada za swoje decyzje. Tymczasem okazuje się, że do prowadzącego strony po wypadku zaczęło spływać wiele wiadomości z pytaniami odnośnie samego zdarzenia, ale także chociażby badań kierowców.
Do tragedii doszło w sobotę 31 lipca w godzinach porannych. Niedługo po zdarzeniu w sieci zaczęły pojawiać się nagrania ze zdarzenia, na których widać, że zanim doszło do potrącenia, na ulicy toczyła się bójka. Gdy kierowca autobusu podjechał do zgromadzenia, zatrąbił, a część osób usunęła się na bok. Po chwili jednak kilkoro z nich znów pojawiło się przed pojazdem. Ten natomiast ruszył. W chwili potrącenia kobieta stała tyłem do autobusu. Kierowca tłumaczył, że "nie miał świadomości, że kogoś przejechał", a ruszył w obawie, że zostanie zaatakowany przez tłum. Młoda kobieta osierociła dwójkę dzieci.