Aleksandra Kaiper-Miszułowicz to wnuczka sanitariuszki z Powstania Warszawskiego - Janiny Kaiper, z domu Sienkiewicz. Jest jedną z uczestniczek wyjątkowego projektu "Korzenie Pamięci", realizowanego przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Projekt jest zaproszeniem dla potomków powstańców, aby dzielili się historiami swoich rodziców, dziadków czy pradziadków.
Aleksandra Kaiper-Miszułowicz: Opowiem pani pewną sytuację. Gdy pracowałam w Muzeum Literatury na Starym Mieście, codziennie wychodziłam z metra ulicą Długą, potem szłam Podwalem i mijałam pomnik, gdzie była barykada. Zatrzymałam się tam pewnego razu i zauważyłam, że jeden z budynków kompletnie nie pasuje do reszty. Był zbyt nowoczesny. Wtedy sprawdziłam, co tam się wydarzyło. Sparaliżowało mnie to. 13 sierpnia 1944 roku doszło tam do wybuchu, w którym zginęło około 300 osób. Nie tylko powstańców, ale i cywilów. Dziś nikt o tym nie pamięta.
Później, pracując w IPN, byłam świadkiem poszukiwań na Łączce. Miałam okazję zrobić pierwszą wystawę z przedmiotów odnalezionych. Stanęłam tam i zrozumiałam, że w całej Warszawie pod ziemią leżą ludzkie szczątki. Na każdej ulicy ginęli ludzie. Kamienice były obracane w pył. Lała się krew. Uświadomiłam sobie, że to miasto to jeden wielki cmentarz.
Ja uważam, że to duża wartość. To dar, który musimy pielęgnować - historia miejsca, w którym dziś żyjemy. Nie mielibyśmy takiego życia, gdyby nie ich walka. Ja uważam, że Powstanie, nastroje z nim związane, ciągle na nas oddziałują.
Dziś rozmawiając o Powstaniu, poszukujemy sensu tego, co się wydarzyło, ale też sensu teraźniejszości. Robimy to często nieświadomie. Tamte wydarzenia nadal wpływają na nasze decyzje, dyskusje publiczne, politykę, codzienne dylematy. My jako naród ciągle mamy w sobie Powstanie Warszawskie.
Tak, myślę, że to zostało w nas z tamtych wydarzeń. Zawsze, gdy rozmawiałyśmy z babcią o Powstaniu, to podkreślała, że ta potrzeba wolności była tak silna, że niemożliwa do powstrzymania. To było coś, co targało ich duszami.
Babcia mówiła, że Powstanie wybuchłoby bez względu na wszystko. Ludzie wiedzieli, że Warszawa była beczką prochu. Zobaczyli słabość Niemców i postanowili: teraz lub nigdy. To była jedyna szansa, by podjąć walkę. Musieli odzyskać utraconą wolność.
Gdy słyszała debatę ekspertów, mówiła: "nie ma co dyskutować mądrze głupio". Analizowanie tamtych wydarzeń z dzisiejszej perspektywy było dla niej niezrozumiałe. Uważała, że nikt z nas nie będzie w stanie dziś zadecydować, jak zachowałby się na ich miejscu. Babcia ogólnie nie przywiązywała dużej wagi do wielkich słów, hucznych rocznic. Pielęgnowała tę pamięć w taki zwykły, codzienny sposób.
Ona bardzo uważnie dobierała te opowieści. Za każdą z nich szło coś więcej. Taką historią, która była w naszym domu od zawsze jest historia o dobrym Niemcu. Było już po Powstaniu. Babcia była w grupie ludzi, którzy mieli zostać wywiezieni na przymusowe roboty do Niemiec. Stała w tłumie, gdzie żołnierze dokonywali selekcji. Jeden z Niemców podszedł do babci i złapał ją za rękę. Kazał powiedzieć jej, że jest w ciąży i skierował ją do innej kolejki. Tak uratował babci życie. Babcia podkreślała, że w Powstaniu wydarzyły się straszne rzeczy, ale każdego człowieka należy traktować indywidualnie.
Powstanie warszawskie. Ludzie biegną po wodę pod ostrzałem. Barykada na Kruczej i Piusa Fot. J.Beeger / Archiwum Szczecinskich/East News
Tak, ale znacznie później. Ja myślę, że ona sama bardzo nie chciała tego pamiętać. Gdy Powstanie się skończyło, babcia nie mówiła nic przez 60 dni. Nie powiedziała ani słowa. To, co działo się potem, również było niewiarygodnie ciężkie. Ci ludzie byli zrujnowani od środka i musieli odnaleźć się w zrujnowanym mieście. Trzeba było nauczyć się żyć od nowa. Odbudować siebie i to miasto. Jednak znaleźli w sobie siłę, żeby wstać i iść dalej. Nie wiem skąd, ale ją w sobie mieli.
Babcia się śmiertelnie na niego obraziła. A jak usłyszała o ataku atomowym na Hiroszimę i Nagasaki, to się już ostatecznie obraziła. Ale potem jej przeszło. W latach 80. chodziła na msze za ojczyznę do ks. Jerzego Popiełuszki. Wtedy wybaczyła Panu Bogu. A gdy Jan Paweł II został papieżem, to przeprosiła się z nim całkowicie. Czasem myślę, że po to papież został wybrany, żeby babcia się odobraziła (śmiech).
Nie wiem, czy czuję się za nie odpowiedzialna, ale widzę w nich wielką wartość. Te historie otworzyły mi oczy, pokazały różne perspektywy, wzbogaciły moje życie, nadały mu wartość.
My wszyscy myślimy schematami, które są stworzone ze wspomnień. Nasze wybory też są budowane na bazie tego, co wiemy, znamy, decyzji, które zostały przez kogoś podjęte. Wspomnienia nigdy nie są wyizolowane z teraźniejszości. Dlatego warto zrozumieć przeszłość, bo to pamięć współtworzy naszą teraźniejszość.
Ja wiem, są czasami ludzie, którzy nie są osadzeni w historii. Nie znają tych szczegółów, które my znamy. Ale czy my musimy ich za to oceniać? Dla mnie to, że jednak noszą ten symbol jest wyrazem, że chcą stanąć po dobrej stronie. To czasem tylko tyle, ale i aż tyle. Nie wydaje się pani?
Nie znam tych ludzi, ale mam nadzieję, że w sytuacji zagrożenia staną w naszej obronie i uratują nam życie, bo reprezentują te same wartości. Chciałabym, żebyśmy byli świadomi nie tyle faktów i dat, ale tego, że historia lubi się powtarzać. Ludzie mają tendencję do zapominania. Musimy iść naprzód, ale pamiętać, że takie rzeczy nie dzieją się na skutek katastrofy ekologicznej. To są nasze wybory.
Hitler doszedł do władzy w demokratycznych wyborach. W 1943 r. władze zdjęły z niemieckich żołnierzy jakąkolwiek odpowiedzialność za zamordowanie człowieka związanego z ruchem oporu. Brzmi jak scenariusz filmu, ale to działo się przed chwilą.
Być po prostu lepszymi ludźmi dla siebie i innych. Babcię bardzo to denerwowało, gdy widziała, jak zmienia się świat i ludzie zatracają podstawowe wartości. Tymczasem my możemy ich powstańcze wartości wykorzystywać też w życiu codziennym.
To, że przestaliśmy jako ludzie nad sobą pracować. Zaczęliśmy od siebie wzajemnie żądać, nie wymagając przy tym niczego od siebie. Bolało ją, że kiedyś wszystko się naprawiało, a teraz wyrzuca do kosza, ale też to, że nie bierzemy odpowiedzialności za swoje czyny. Babcia często mówiła "zupełnie nie rozumiem tego współczesnego świata". A potem dodawała: "No, ale tak chyba może być".
Zrujnowane budynki w Warszawie w 1945 roku
Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Ja do niej przychodziłam z każdą wątpliwością, jaką miałam. I to zarówno osobistą, światopoglądową czy życiową rozterką. Wspaniale słuchała. Potrafiła wyrazić swoje zdanie, nie narzucając go. Zaznaczała, że może w danej kwestii się mylić. Nauczyła mnie kochać samą siebie.
Pamiętam jej dom. W kuchni miała taki piec, w którym był parnik - tam zawsze czekał lekko podgrzany obiad. Pilnowała, żeby jej wnuki zawsze wszystko zjadły. Nigdy nie wyrzucała resztek. Robiła najlepsze pierogi na świecie. Była ciepła, pogodna, dowcipna, niebywale mądra. Jako młoda dziewczyna przeczytała wielką literaturę światową. Przy tym była babcią zupełnie zwykłą. Taką, która składa ściereczki. W tej codzienności była niezwyciężona. Pięknie mówiła o drugim człowieku. Zachwycała się innymi ludźmi, a gdy się z kimś nie zgadzała, to podkreślała, że to wspaniałe, że możemy się od siebie różnić. Dała mi też niezwykły przykład, jak powinna wyglądać miłość.
Spotkali się po wojnie. Dziadek należał do AK w Łodzi. Jego pierwsza żona zmarła na gruźlicę po wojnie. Spotkali się w biurze. Babcia spodobała się dziadkowi ze względu na swoją wschodnią urodę. Stanęła w sekretariacie, gdzie dziadek zajmował się etnografią. Popatrzył na jej urodę i zapytał: "Czy pani jest z Jawy?" - miał na myśli wyspę. Babcia, która nie za dobrze znała język polski, odpowiedziała: "Nie, ja jestem ze snu". I to wystarczyło. Byli cudownym małżeństwem, nigdy się nie kłócili.
W.CHRZANOWSKI
Trochę tak. Chciałabym być. Wie pani, że każdy dzień zaczynam od różańca? To dar, którego ona mnie nauczyła. Takich podobieństw mamy więcej. Babcia była bardzo aktywna. Do końca żartowała. Mówiła "ja umrę w prima aprilis". I tak się stało.
Wezmę młodszego syna i pójdziemy do Parku Żołnierzy "Żywiciela". Przed długie lata tam mieszkali dziadkowie. Gdy babcia żyła, zawsze o 17 staliśmy na baczność. Później byliśmy razem i śpiewaliśmy powstańcze piosenki. Ogólnie dużo śpiewaliśmy. Nie wiem, dlaczego ostatnio tego nie robimy. Na pewno będę myśleć o babci tego dnia, ale ja myślę o niej codziennie. Gdzie jest teraz? Tego nie wiem, ale gdziekolwiek jest, na pewno robi tam dobre rzeczy.