Do tragicznego zdarzenia doszło w czwartek 22 lipca. Pan Wojciech przywiózł do szpitala w Opolu Lubelskim swojego przyjaciela, który nie mógł złapać tchu i skarżył się na silny ucisk w klatce piersiowej. Na miejscu nie udzielono mu jednak pomocy. Pielęgniarka poinformowała go, że szpital nie dysponuje odpowiednim sprzętem diagnostycznym.
- Poprosiliśmy o pilną konsultację z lekarzem - powiedział pan Wojciech w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim". - Tłumaczyliśmy, że Andrzej cztery lata temu przeszedł zawał, a objawy, które były coraz silniejsze, wskazują, że to może być kolejny. Na próżno - dodał.
Z relacji pana Wojciecha wynika, że lekarz nawet nie obejrzał chorego. Powiedział jedynie, żeby mężczyźni udali się do lekarza rodzinnego albo do szpitala w miejscowości Poniatowa. W drodze do Poniatowej pan Andrzej stracił jednak przytomność i już jej nie odzyskał. Po dotarciu do szpitala ratownicy rozpoczęli reanimację. - Niestety nie udało się go uratować. Może gdyby go obejrzeli w Opolu, to teraz by żył - stwierdził pan Wojciech.
Według "Dziennika Wschodniego" Powiatowe Centrum Zdrowia w Opolu Lubelskim nie ma sobie nic do zarzucenia. Dr Iwona Chmiel-Perzyńska, p.o. dyrektora ds. medycznych, poinformowała jednak portal, że "szpital jest w toku prowadzenia postępowania wyjaśniającego". Sprawą zajmuje się również Lubelski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia. Placówka zwróciła się do Powiatowego Centrum Zdrowia w Opolu Lubelskim o złożenie pilnych wyjaśnień w sprawie śmierci pana Andrzeja.