- Pytałam go o imię, próbowałam z nim nawiązać jakąś rozmowę, ale nic. Był tylko płacz i wołał mamę. Serce krajało się po prostu, rozwalało na kawałeczki, jak tylko słyszałam słowo "mama" - przekazała dziennikarzowi TVN24 pani Ania, która jechała za samochodem rodziców 2,5-letniego chłopca.
Była pierwszą osobą na miejscu zdarzenia. Kobieta w czasie akcji ratunkowej zajęła się chłopcem. Reporter spytał ją, czy dziecko zdawało sobie sprawę z tego co się dzieje. Odpowiedziała, że "chyba nie". - Oczka miał takie błędne, nie wiedział w ogóle, co się dzieje - dodała łamiącym się głosem kobieta. Przyznała też, że gdy trafił pod opiekę ratowników, zaczął pytać ich, czy to z jego winy doszło do tego wypadku.
Pani Anna przekazała również, że widziała mężczyznę podejrzanego o spowodowanie wypadku. - Widziałam, jak pomagali mu wydostać się z auta. Ledwo się facet trzymał na nogach, po prostu słaniał się strasznie na nogach, taki był napity - relacjonuje kobieta. I dodaje, że został przeniesiony na noszach do karetki, w której szarpał się i zrywał sobie kołnierz oraz kroplówkę.
Jak donosi Polsat News, ze względu na stan zdrowia 37-latek podejrzany o spowodowanie wypadku nie został jeszcze przesłuchany. - Nie wykonaliśmy czynności procesowych z udziałem podejrzanego. W tym momencie, ze względów medycznych, nie można ich wykonywać - wyjaśnił w poniedziałek 5 lipca prokurator Adam Cierpiatka z Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli.
Do wypadku na drodze nr 871 w Stalowej Woli doszło w sobotę, 3 lipca przed godz.15. Z ustaleń policji wynika, że do zdarzenia doszło kiedy kierujący samochodem audi S7, jadąc od Stalowej Woli (woj. podkarpackie) w kierunku Jamnicy, podczas wyprzedzania zderzył się z jadącym z przeciwka audi A4, w którym znajdowały się dwie osoby dorosłe - 39-letni mężczyzna i 37-letnia kobieta oraz ich 2,5-letni syn. Mimo reanimacji rodzice chłopca zmarli. Do szpitala przewieziono dziecko oraz 37-letniego kierowcę audi S7.
- Kierowca nie mógł tam wyprzedzać, bo obowiązuje tam zakaz. Znacznie przekroczył prędkość i najprawdopodobniej był w stanie nietrzeźwości - powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prok. Adam Cierpiatka, szef Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli.