We wtorek po południu w czasie potężnej ulewy przechodzącej nad Poznaniem zapadł się dach hali sportowej przy Zespole Szkół z Oddziałami Sportowymi nr 1 na os. Pod Lipami. Zawaliło się ok. 300 metrów kwadratowych dachu. Na szczęście nikt nie ucierpiał.
W środę redakcja TVN24 rozmawiała z dyrektorką szkoły, która poinformowała, że tylko dzięki przytomnej i szybkiej reakcji nauczycieli i personelu placówki udało się uniknąć tragedii.
- To był bieg przez sale i krzyk "ewakuacja, natychmiast odciąć prąd" - relacjonowała Danuta Mikołajczak i chwaliła swój zespół. - To było po prostu niezwykłe. Pan konserwator natychmiast pobiegł do skrzynki, odcinał prąd, panie zebrały się wszystkie, chroniły dzieci, wyprowadzały je bokami - mówiła.
Mikołajczak powiedziała, że już godzinę przed tragedią nad Poznaniem zrobiło się bardzo ciemno, zaczęło grzmieć i wiać, przez co obawiała się, że stanie się coś złego. Później w okolicy hali sportowej woda zaczęła przelewać się pod drzwiami i napierać na nie.
- Moja pamięć nie zarejestrowała chyba wszystkiego, ale czułam jedno - muszę wyprowadzić wszystkich, muszę wyprowadzić dzieci. To był mój nadrzędny cel - wiedzieć, że wszyscy opuścili to miejsce - mówiła dyrektorka.
Po wyprowadzeniu dzieci, ostatnie osoby - dyrektorka i trener - weszły do łącznika i obejrzały się, by sprawdzić, czy nikt nie został w hali. - Odwróciłam się i widziałam, jak zapada się ta część dachu. To było kilka sekund za naszymi placami - dodała Mikołajczak.