Dzień dobry, jesteśmy. Właściwie to: dziś akurat jesteśmy, bo dziś przez Warszawę idzie Parada Równości. Będziemy też przez kilka godzin za tydzień - idzie Łódź, a po kolejnych siedmiu dniach Poznań.
Kiedy telewizje emitują filmy i seriale o miłości, zabójstwach i kosmitach, w reklamie Burek znów poplamił dywan podczas niedzielnego obiadu z teściami, a plakat przy drodze krzyczy o pakietach abonamentów dla całej rodziny - rodziny, czyli mamy, taty i ich nastoletniego syna Krzyśka - nas nie ma. Aż do czasu kolejnego marszu, kolejnego pobicia, kolejnej demonstracji, kolejnego wystąpienia znanego polityka, który mówi coś o chorobach i zagrożeniach dla polskości. Jako społeczność LGBT+ istniejemy tylko w konkretnych kontekstach, nie ma nas w codzienności, nie ma nas w zwykłych sprawach, w debatach, w filmach, w kolejce po fajki, nie ma nas nawet w reklamie proszku do prania, a zapewniam wszystkich - używamy pralek.
Znikamy, bo siedzimy w szafach. Niektórzy dociskają łokcie do ciała i na zgiętych nogach próbują złapać łyk powietrza w miniaturowej bieliźniarce, inni zbudowali sobie przestronne, luksusowe garderoby z obrotowymi wieszakami i minibarem w jednej z gablotek na spinki do mankietów. Widmo odrzucenia, braku akceptacji, agresji, bezdomności, utraty pracy, fizycznych ataków, krzywych spojrzeń, życia jako ta osoba, która jest trochę inna, podobno zagraża zwykłym obywatelom, a na dodatek nie ma praw, które się jej należą - to wszystko trzyma wiele z nas za drzwiami. I choćby wyłożyć ściany najpiękniejszym marmurem, to nadal jest szafa, w której z własnej woli raczej nikt by się nie urządzał na stałe. Osoby sojusznicze, nie miejcie do nas pretensji, że nie widać nas bardziej - zaczniemy gremialnie wychodzić z szaf, kiedy społeczeństwo przestanie nas w nich zamykać.
Znikamy, bo emigrujemy. Emigrujemy, bo Polska nie jest dobrym miejscem do życia poza szafą.
Kiedy już uda się podjąć decyzję o postawieniu kroku za próg, dostajemy w twarz polską homofobią i okazuje się, że sporo z naszych obaw rzeczywiście się sprawdza, a nie każdy chce walczyć o skrawek normalności, o zwykłe życie. Dlatego emigrujemy, a razem z nami emigruje nasz potencjał, nasze plany i historie, które nigdy nie zostaną napisane po polsku. Kiedyś będzie je można najwyżej przełożyć - jeśli na miejscu pamięć o nieobecnych osobach też nie zniknie. Osoby działające w innych obszarach praw człowieka, nie miejcie do nas pretensji, że nie każde z nas chce tu zostać - przestaniemy emigrować, kiedy nasz kraj zacznie szanować nas bez wymagania od nas krystalicznej moralności i wybitnych czynów.
Znikamy, bo przestajemy żyć - bo wszystko, co dookoła, to za dużo i łatwiej jest przestać być, niż iść dalej. Po prostu. Nie miejcie pretensji.
Każdy przypadek, kiedy któreś z nas widać - w filmie, serialu i reklamie, na Paradzie i Marszu Równości, na solidarnościowej demonstracji i Tęczowym Disco pod Pałacem Prezydenckim (które ku oburzeniu niektórych odbywa się akurat w Boże Ciało, jakby prześladowanie osób LGBT+ nie mogło się zadziać w jakimś lepszym terminie), w każdy Miesiąc Dumy, kiedy wspominamy swoją historię i przez chwilę krzyczymy, zamiast nieśmiałym szeptem próbować przerwać codzienny gwar, w kolejce po fajki i w windzie w bloku, tarabaniąc się ze spacerówką, bo owszem, miewamy dzieci - każdy z tych przypadków jest świętem.
Mieszkamy w kraju, w którym życie jako osoba LGBT+ jest samo w sobie aktem politycznym i aktem odwagi. Kiedy wśród zamazanych krzyżami celtyckimi murów zdarzy się komuś wypisać imiona dzieciaków, które popełniły samobójstwo po homofobicznych prześladowaniach, to właśnie ta osoba jest poszukiwana, a gdy znajdzie się podejrzaną, zamyka się ją w areszcie i konfiskuje komputer oraz telefon. Chłopcy od koślawych swastyk za rogiem śpią spokojnie.
Miesiąc Dumy to nie tylko miły akcent. To widoczność, która, nie przesadzam, zmienia życia. Daje nam jako społeczności pole do rozmowy o nas samych, naszej tożsamości i miejscu w historii, pokazuje na co dzień samotnym w swojej drodze osobom, że nie są same, wysyła jasny, neonowy sygnał, że jesteśmy i będziemy.
Nie ma Polski bez nas - nawet jeśli znikamy, zostają w niej dziury nierozwiniętych potencjałów, doły z żalem i rozgoryczeniem, pustka przerwanych biografii i koleiny pełne tęsknoty - osoby, które uważają, że wcale ich to nie dotyczy, często się o te nieistnienia potykają, chociaż same o tym nie wiedzą.
W tegoroczny Miesiąc Dumy, pierwszy po zeszłorocznej Tęczowej Nocy / Wydarzeniach Sierpniowych / Polskim Stonewall (7 sierpnia 2020 dorobił się przez ten rok wielu nazw), pamiętajmy, że osoby LGBT+ bez Polski radzą sobie lepiej niż Polska bez osób LGBT+.
Jesteśmy tu u siebie, jesteśmy silne, jesteśmy dumne, jesteśmy.