Konferencja posłanki Lewicy dotyczyła działki na gdańskiej Oruni, którą Archidiecezja Gdańska pozyskała od miasta z 99-procentową bonifikatą. Za nieruchomość wartą 450 tys. zł zapłacono wówczas około 4,5 tys. zł. Otoczona wysokim płotem działka stanowiła część rezydencji, w której do niedawna zamieszkiwał były metropolita gdański abp. Sławoj Leszek Głódź.
Jak wskazywała Beata Maciejewska, teren pozyskany przed dziesięcioma laty od miasta, nie był wykorzystywany do celów związanych z kultem religijnym, a do wypasu danieli. Podkreśliła też, że urzędnicy gdańskiego magistratu mają jeszcze niecały miesiąc, by zainterweniować w sprawie użytkowania nieruchomości niezgodnie z jej pierwotnym przeznaczeniem.
- Dwa miesiące temu zwróciłam się do urzędu miasta o kontrolę w tej sprawie. W czwartek ponownie odwiedziłam urząd. Rozmawiałam z dyrektorem wydziału skarbu, który poinformował mnie, że w dniu dzisiejszym na terenie nieruchomości odbędzie się kontrola urzędników, którzy mają wykonać dokumentację fotograficzną prowadzonego tam kultu - mówiła Maciejewska.
- Wcześniejsza kontrola z 2013 r. skończyła się jedynie zrobieniem zdjęć stojących pośród traw i danieli kapliczek. W mojej ocenie stojąca gdzieś w polu kapliczka nie oznacza, że w tym miejscu uprawiany jest kult religijny - tłumaczyła posłanka Lewicy.
Jak mówiła, w kwietniu proboszcz parafii, przy której leży działka, napisał do urzędu miasta pismo, w którym tłumaczył, że działalność sakralna na tym terenie polega m.in. na organizowanych tam spotkaniach duszpasterstw parafii staroszkockiej oraz księży archidiecezji uczestniczących w spotkaniach dekanalnych. - To urzędowi wystarczało, a korespondencja z proboszczem była bardzo miła, kurtuazyjna - przekonywała.
- Jeśli proboszcz będzie dysponował zdjęciami tych spotkań, sprawa będzie zamknięta. Ale urząd nie wystąpił dotąd po te fotografie, nie widzieliśmy ich przez 10 lat. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tych spotkaniach - zaznaczyła.
Maciejewska zapowiedziała też, że będzie chciała uczestniczyć w kontroli, choć spodziewa się, że w jej wyniku nie uda się raczej uzyskać zwrotu bonifikaty lub całej nieruchomości. Później tego samego dnia posłanka poinformowała, że weszła na teren byłej rezydencji abp. Głódzia.
- Nie czuję determinacji urzędu. Działa, bo wpłynął wniosek, ale tak naprawdę wolałby uniknąć problemu. Uważam, że dawanie 99-procentowej bonifikaty tak potężniej instytucji jak Kościół katolicki, nie jest niezbędne. Gdyby na tej działce rzeczywiście coś się działo, gdyby parafianie mówili, że to miejsce tętni życiem... Jednak tak nie jest - podsumowała posłanka.