W tekście Piotra Żytnickiego z poznańskiej "Gazety Wyborczej" opisana została m.in. sytuacja z grudnia 2020 roku. Na szpitalny oddział ratunkowy w Pile (woj. wielkopolskie) trafił posterunkowy Kamil K. Młody policjant miał stłuczoną klatkę piersiową oraz żebra. Jak później opowiadał jeden z policjantów, zajęcia w szkole miał prowadzić wówczas nadkom. Adam Zieleniewski.
- Najpierw rozgrzewka: kilka okrążeń wokół boiska, rozciąganie. Potem zajęcia w hali. Komisarz kazał wszystkim położyć się na plecach na parkiecie. Chodził nam po brzuchach. Mówił, że mamy wciągać powietrze i wypuszczać. Nie do końca to rozumiałem - relacjonował policjant.
Kamil K. był osobą, na której nadkomisarz prezentował ćwiczenie.- Czynność była powtarzana wielokrotnie, energicznie, poprzez naciskanie jedną nogą, dwoma, jak i przechodzenie przeze mnie, podpierając jedną nogę o brzuch. Potem ta technika została zademonstrowana na całym plutonie. Przez resztę dnia odczuwałem ból - opowiadał Kamil K.
Jak opisuje "Wyborcza" tego typu sytuacja nie była jedyną w szkole policji w Pile. W 2019 roku słuchacze jednego z plutonów poszli się na skargę do asp. szt. Ryszarda Rudnickiego. Opowiedzieli o praktykach Zieleniewskiego, który - według ich relacji - bił ich po brzuchach oraz połamał żebra jednemu z policjantów, skacząc mu po brzuchu.
Zdumiony Rudnicki wybrał się do szefowej zakładu prewencji i techniki interwencji mł. insp. Marzeny Brzozowskiej i poprosił o interwencję w sprawie. Jeden z wykładowców ze szkoły przekazał jednak dziennikowi, że "Zieleniewski utrzymuje bliskie kontakty towarzyskie ze swoją przełożoną Marzeną Brzozowską. Jest nietykalny".
Kierująca szkołą insp. Beata Różniak-Krzeszewska przekazywała dziennikowi sprzeczne informacje. Najpierw twierdziła, że prowadzono czynności wyjaśniające dotyczące skrzywdzenia obydwu policjantów. Później przekazywała jednak, że sprawa była badana, ale jedynie w przypadku sytuacji z grudnia 2020 r. Sam Zieleniewski nie chciał udzielić komentarza.
Z informacji "Wyborczej" wynika, że asp. szt. Rudnicki zwrócił się o pomoc również do komendantki szkoły w Pile - Beaty Różniak-Krzeszewskiej. - O całym incydencie poinformowałem osobiście mł. insp. Marzenę Brzozowską. Jednak, jak się później dowiedziałem, sprawę zatuszowano, uznając to za wypadek podczas zajęć. Słuchacza nakłoniono, by zeznawał, że Zieleniewski niechcący nacisnął go kolanem - pisał w przedłożonym raporcie.
Sprawa została zgłoszona do prokuratury dopiero po raporcie Rudnickiego, rok po połamaniu żeber policjanta. Ta początkowo nie wszczęła śledztw i oparła się wyłącznie na dokumentach ze szkoły, która nie przekazała informacji o drugim poszkodowanym policjancie.
Śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez nadkomisarza Zieleniewskiego w latach 2019-2020 zostało wszczęte przez prokuraturę dopiero po interwencji "Wyborczej". Niedługo po wysłaniu raportu z interwencją Rudnicki stracił stanowisko wykładowcy i został przeniesiony do zakładu kryminalnego w szkole policji.