W czwartek podlaska policja poinformowała, że 2 czerwca we wsi Zajezierce k. Zabłudowa (woj. podlaskie) znaleziono zwłoki dwóch osób: 63-letniego mężczyzny i 53-letniej kobiety. Okazało się, że zmarli to prof. Tadeusz Wojciech Łapiński i jego żona dr Małgorzata Michalewicz.
Na miejsce ratownicy przybyli po zgłoszeniu, które trafiło do Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Białymstoku ok. godz. 20:25. Z nieoficjalnych informacji wynikało, że dzwoniący na pogotowie mężczyzna miał reanimować swoją żonę tuż przy basenie znajdującym się na ich posesji. Po przybyciu do Zajezierc załoga karetki odnalazła ciała dwóch osób.
Lokalne media sugerowały, że przyczyną tragedii mogło być porażenie prądem, ale nie podały hipotetycznego przebiegu tego dramatycznego zdarzenia. We wtorek Prokuratura Rejonowa w Białymstoku poinformowała jednak, że tę możliwość wykluczono po przeprowadzeniu sekcji zwłok małżeństwa.
- Zgromadzony do tej pory materiał dowodowy pozwolił na wykluczenie możliwości porażenia prądem oraz bezpośrednie przyczynienie się osób trzecich. Dalej będziemy dążyli do ustalenia, co było bezpośrednią przyczyną zgonu tych państwa, np. czy był to niefortunny zbieg okoliczności z fatalnym skutkiem - przekazał w rozmowie z Polską Agencją Prasową szef PR w Białymstoku Karol Radziwonowicz. Dodał, że śledczy czekają jeszcze na pełne wyniki sekcji. Wciąż zbierane są też inne dowody.
Obecna kwalifikacja prawna przyjęta przez prokuraturę mówi o nieumyślnym spowodowaniu śmierci człowieka. Kluczowe dla ustalenia przyczyn tego zdarzenia mogą okazać się opinie specjalistów z Zakładu Medycyny Sądowej, na które oczekują śledczy.
Prof. dr hab. Tadeusz Wojciech Łapiński był lekarzem zakaźnikiem, pracownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku i nauczycielem akademickim. Dr Małgorzata Michalewicz przez wiele lat pracowała w tej placówce jako pielęgniarka. Była również przedstawicielką Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych.
- Dla nas to szok i niedowierzanie. Pan Profesor Tadeusz Łapiński był niezwykle cenionym specjalistą i jest to olbrzymia strata dla naszego szpitala i całego środowiska akademickiego. Stał na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem, cechowała go empatia, był mocno zaangażowany w leczenie pacjentów, zawsze był blisko nich, podobnie jak jego żona, która także pracowała na oddziale covidowym - powiedziała "Kurierowi Porannemu" Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka prasowa USK w Białymstoku.