Swiatłana Cichanouska, białoruska liderka opozycji otrzymała we Wrocławiu nagrodę im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Nagroda przyznawana jest od 2004 r. osobie lub instytucji, która przedstawia "myślenie o państwie jako dobru wspólnym". W 2021 r. laur trafił do Cichanouskiej oraz dwóch innych działaczek opozycji - Wołhy Kawalkowej i Maryi Kalesnikawej.
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", Swiatłana Cichanouska opowiedziała o represjach, nadziejach oraz sankcjach wobec Białorusi. Jak zwróciła uwagę, o jej ojczyźnie i dyktaturze Łukaszenki zaczęto ponownie mówić dopiero po zatrzymaniu samolotu z Romanem Protasiewiczem ma pokładzie. - Rzeczywiście, o Białorusi dopiero wtedy znowu zaczęto mówić. Ze względów dyplomatycznych nie mogę nikogo krytykować, ale przykro, że o Białorusi szybko zapomniano. A przecież nic się nie zmieniło, ludzie tak samo cierpią, tak samo ludzi porywają - przyznała opozycjonistka.
Mimo to świat odwrócił swoją uwagę od Białorusi i to smutne. Dopiero po porwaniu samolotu zaczęto znów mówić, Łukaszenko zrobił sobie niedźwiedzią przysługę
- dodała Cichanouska.
W wywiadzie białoruska opozycjonistka przyznała, że "im dalej od Białorusi, tym mniej rozumieją". Jaka jest tego przyczyna? - Dopiero po ostatnich wyborach w sierpniu wielu ludzi na świecie dowiedziało się, że Białoruś to nie przybudówka Rosji, lecz suwerenny kraj z własnym językiem i kulturą. A przez 26 lat w Europie traktowano nas jak wyrostek robaczkowy Rosji - oznajmiła Cichanouska.
- Najbardziej nas rozumieją Litwa i Polska, ale też Łotwa, Estonia, Słowacja i Czechy. Ale czasem przyjeżdżamy do jakiegoś kraju, spotykamy się z premierem i tam nie wiedzą, że nie mamy demokratycznego parlamentu czy partii - stwierdziła opozycjonistka.
Na Białoruś zostały nałożone trzy pakiety unijnych sankcji, które dotknęły 80 osób wspierających Alaksandra Łukaszenkę. Jak podaje Swiatłana Cichanouska od grudnia 2020 r. opozycjoniści liczyli na nowe restrykcje, ale "nic się nie działo". Dotychczasowe sankcje nie powstrzymały działań obecnej białoruskiej władzy. - To nie my nakładamy sankcje, lecz Łukaszenko robi wszystko, by te sankcje wprowadzono. Europa nie może przymykać oka, gdy ludzie są torturowani w więzieniach - oznajmiła Cichanouska.
Co zdaniem opozycjonistki przekona Łukaszenkę do zaprzestania represji? "Długa lista sankcji personalnych", która ma być skierowana do prokuratorów, sędziów, milicjantów oraz osób odpowiedzialnych za sfałszowanie wyników wyborów.
- I oczywiście sankcje gospodarcze uderzające w określone sektory gospodarki, kontrolowane całkowicie przez reżim i jego ludzi. W przypadku Białorusi to przede wszystkim przemysł naftowy, metalurgiczny i drzewny. Zysk z tych sektorów pomaga Łukaszence utrzymywać władzę - wyliczyła Cichanouska.
Dziennikarze "Rzeczpospolitej" próbowali dowiedzieć się, co wydarzyło się 10 sierpnia 2020 r., dzień po wyborach prezydenckich na Białorusi. Wówczas Cichanouska weszła do budynku Centralnej Komisji Wyborczej w Mińsku, skąd została przetransportowana na Litwę. - Nie mogę powiedzieć. Ale dzisiaj to już nieważne, co tam się stało. Zostałam zmuszona do wyboru: albo więzienie, albo dzieci [były już wtedy na Litwie – red.] - przyznała białoruska opozycjonistka.
- Opowiem całą historię i odniosę się do wszystkich wypowiedzi, jak przyjdzie na to czas. Nie wyciągniecie ze mnie nic o tym, proszę nie próbować - dodała. Na pytanie, czy brak odpowiedzi nie zawęża Cichanouskiej pola działalności dodała, że "nie zawierałam układu z reżimem ani żadnych porozumień, jeżeli o to chodzi".
Swiatłana Cichanouska w 2020 r. została niezależna kandydatką na prezydentkę Białorusi. W wyborach zdecydowała się wystartować mimo braku doświadczenia czy ambicji politycznych. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznała, że zrobiła to m.in. dla przebywającego w areszcie męża, opozycjonisty i blogera Siarhieja Cichanouskiego. - Zrobiłam to z miłości do Siarhieja. Nie jestem polityczką, ale żoną i matką, domatorką. Marzę o tym, by wrócić do domu i znów smażyć dla rodziny kotlety - powiedziała.
Na początku wyborów, Alaksandr Łukaszenka o swojej konkurentce mówił "kura domowa" i "nieszczęsna dziewczynka". Później, gdy przekonał się o potędze opozycji, zaczął ją nazywać "Agentką Zachodu" i "zdrajczynią".
Gdy Łukaszenka po raz szósty ogłosił, że wygrał wybory prezydenckie, na Białorusi rozpoczęły się protesty. Wówczas Cichanouska wyjechała z kraju. Obecnie mieszka na Litwie, skąd dowodzi swoim sztabem.