Rowerzysta, który wjechał w drzewo w momencie wypadku miał na głowie kask - dowiedziała się nieoficjalnie "Gazeta Wyborcza". Mimo to mężczyzny nie udało uratować, choć ratownicy szybko pojawili się na miejscu i niezwłocznie rozpoczęli reanimację.
Do wypadku na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego doszło w sobotę między godziną 13 a 14.
41-letni rowerzysty poruszający się z dużą prędkością po leśnej ścieżce wjechał w drzewo. Siła uderzenia musiała być bardzo duża - mężczyzna stracił przytomność i upadł. Świadkowie incydentu starali się pomóc i niezwłocznie wezwali karetkę pogotowia - relacjonuje wp.pl. Tego dnia w parku narodowym z uwagi na weekend i ładną pogodę było dużo ludzi, dlatego możliwa była szybka reakcja, która jednak nie przyniosła efektów i kolizja skończyła się dla rowerzysty tragicznie. Ratownikom medycznym nie udało się go uratować, mężczyzna zmarł - mówiła portalowi TVP INFO st. sierż. Gabriela Putyra z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Na miejscu byli policjanci oraz zespół medyczny, w tym lekarz, który potwierdził zgon.
Nie wiadomo dlaczego doszło do takiej sytuacji i co było powodem tego, że rowerzysta nagle uderzył w drzewo. Policja nie poinformowała na razie o problemach zdrowotnych, ani sytuacji na ścieżce, która mogła do tego doprowadzić. W wyjaśnieniu okoliczności wypadku może pomóc planowana sekcja zwłok.