"Jestem Asia, mam wspaniale dzieciaki. Nie jestem NIKIM, nie jestem STATYSTYKĄ. Jestem córką, siostrą, ciocią, koleżanką, przyjaciółką. W 2018 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi. Jestem po chemioterapii, radioterapii. Jestem głosem setek kobiet, które od 1 maja, po cichu, zostały pozbawione leczenia w Polsce" - to wpis pani Joanny, jednej z wielu chorych onkologicznie pacjentek, które nagłaśniają wycofanie przez resort zdrowia jednego z leków. "Znam te dziewczyny osobiście. Są dzielne. Piękne młode matki, żony, siostry. Zabrano im możliwość leczenia, nie muszę mówić, co to oznacza" - dodaje pani Iwona.Chodzi o dotąd refundowany lek dla pacjentek z HER-2 dodatnim rakiem piersi, które mają przerzuty do ośrodkowego układu nerwowego (HER-2 predysponuje do przerzutów do mózgu). Terapia bez refundacji to koszt nawet ponad 10 tysięcy zł miesięcznie.
Minister zdrowia Adam Niedzielski, pytany w weekend o sytuację, przyznał, że zostanie ona rozwiązana "jeszcze w tym tygodniu" a także - że rozmawiał już o problemie z wiceministrem Maciejem Miłkowskim, który w resorcie odpowiada za refundację. - Zidentyfikowaliśmy, że w skali kraju to dotyczy mniej więcej 80 kobiet, ale oczywiście przywrócimy możliwość refundacyjną - powiedział w RMF FM. Jego słowa wywołały kolejną burzę - bo chodzi o znacznie większą grupę pacjentek onkologicznych - także tych, które leku mogą potrzebować w przyszłości. W TVN 24 tłumaczyła to jedna z nich, Monika Dąbrowska: - Sprawa dotyczy kobiet, które były leczone i są na "HER-ach" trójdodatnich. Czyli ten nasz rak, który został wyleczony, tak jak w moim przypadku, w każdej chwili może odpalić. Kilkaset do tysiąca osób żyje na bombie - powiedziała.
Słowa ministra o tym, że sprawa dotyczy 80 pacjentek, krytykują też lekarze. - Te statystyki ministra są zdecydowanie niedoszacowane. Mówienie, że to jest 80 kobiet, jest skandaliczne - dodał w rozmowie w z TVN 24 Daniel Maliszewski, doktor nauk medycznych i specjalista chirurgii piersi.
Wiceminister Miłkowski podkreślił, że pacjentki "nie zostaną bez leczenia". - W tej sytuacji postanowiłem porozmawiać z lekarzami i sprawdzić jeszcze raz ostatnie zapisy dotyczące programu lekowego dla pacjentek z rakiem piersi. Kwestie refundacji są bardzo skomplikowane, a urzędnicy i ministerstwo nie są nieomylni, dlatego między innymi zmiany na listach leków refundowanych są zawsze konsultowane m.in. z lekarzami, a zmiany są też opiniowane przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji - przyznał w rozmowie z portalem cowzdrowiu.pl.
Marzanna Baron z Facebookowej grupy "Amazonki - życie po diagnozie raka piersi" w rozmowie z TOK FM przyznała, że "nie wydaje jej się, by w przypadku wycofania refundacji można było mówić o pomyłce czy niedopatrzeniu". - Ten zapis jest bardzo konkretny, jednoznaczny, że w przypadku HER2-dodatni z przerzutami do centralnego układu nerwowego ta konkretna terapia lekowa nie przysługuje - powiedziała.
Minister Adam Niedzielski od dłuższego czasu powtarzał też, że onkologia - mimo pandemii - jest "zieloną wyspą". - Polski system ochrony zdrowia otrzymał nowy, potężny impuls. Impuls, który nadaje nową perspektywę, który roztacza stabilną ścieżkę rozwoju systemu opieki zdrowotnej w Polsce - zapewniał na ostatniej konferencji prasowej. Przyznał jednak, że sytuacja uległa pogorszeniu, bo część pacjentów zaprzestała diagnostyki ze względu na lęk przed zakażeniem koronawirusem. W przypadku innych, którzy zgłaszali się do lekarzy - diagnostyka także była utrudniona.
Jak opisywaliśmy, onkolodzy szacują, że epidemia koronawirusa oraz wynikające z niej opóźnienia w leczeniu spowodowały brak rozpoznania nowotworu u blisko 50 tysięcy osób. W rozmowie z "Faktami" TVN lekarze alarmują: "Jesteśmy po prostu absolutnie na krawędzi". "Fala" pacjentów z zaawansowanymi stadiami choroby zalała m.in. Szpital Uniwersytecki w Krakowie. - Ten wzrost chorób nowotworowych jest po prostu lawinowy. To jest coś, drodzy państwo, nad czym my nie jesteśmy w stanie zapanować - powiedział w rozmowie z TVN 24 Marcin Jędrychowski, dyrektor szpitala. Jak opisuje, pacjentów jest tak dużo, że chemioterapię podaje się tu do wieczora. - Ja dzisiaj informuję, że Szpital Uniwersytecki, naprawdę, jeżeli chodzi o swoje możliwości, jest na granicy wydolności i my już nie jesteśmy w stanie podawać chemioterapii o godzinie 24 - alarmował Jędrychowski.