Profesor Piotr Wysocki, kierownik Kliniki Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, udzielił wywiadu reporterowi RMF FM Markowi Wiosło. W rozmowie poruszono kwestię tragicznego wpływu epidemii koronawirusa na sytuację onkologiczną w Polsce. Ograniczony dostęp do specjalistów sprawił, że wykrywanie chorób znacznie opóźniło się, tym samym zmniejszając szanse na pokonanie choroby.
- Z jednej strony mamy gwałtowny przyrost liczby chorych, którzy są na dużo bardziej zaawansowanym stadium choroby, niż byliby, gdyby pandemii i niemal roku przerwy w diagnostyce i leczeniu nowotworów w ogóle nie było. Dzisiaj wymagają oni skomplikowanych, wielospecjalistycznych strategii podejścia do leczenia, mających dać jeszcze szansę na całkowite wyleczenie. Z drugiej strony wzrasta też liczba chorych, u których o wyleczeniu niestety nie można już mówić. Gwałtownie rośnie liczba osób, potrzebujących długotrwałego, jak nie wieloletniego leczenia onkologicznego opartego o stosowanie szeregu leków i chemioterapii - tłumaczył profesor Wysocki.
Reporter Marek Wiosło zapytał lekarza o statystyki dotyczące liczby pacjentów zgłaszających się do lekarzy przed pandemią oraz obecnie. Jak odpowiedział specjalista, liczba wydanych kart diagnostyki leczenia onkologicznego zmniejszyła się o ok. 20 proc. Oznacza to, że potencjalnie było o 20 proc. mniej chorych, u których rozpoczął się proces diagnostyki w kierunku nowotworu.
- Zakładając, że mówimy o około 180 tys. nowotworów wykrywanych rocznie w Polsce, będzie to grupa 40 - 50 tys. chorych, u których nie rozpoznano choroby nowotworowej właśnie z powodu pandemii. W 2021 roku może okazać się, że mamy nie 200 tys. tylko 250 tys. nowych zachorowań. To oczywiście będzie natychmiast przekładało się na dramatyczne obciążenie służby zdrowia, które w zakresie diagnostyki leczenia onkologicznego było na skraju jeszcze przed pandemią - mówił lekarz.
Co jest powodem tak tragicznej sytuacji? Wiele osób z powodu epidemii zwyczajnie bało się zgłaszać do szpitala na badania. Niektórzy swoją diagnostykę mieli natomiast przerwaną z powodu tymczasowego zamknięcia oddziałów i przekształcenia ich w covidowe czy ognisk zakażenia wśród personelu. Reporter RMF FM zapytał lekarza także o to, w jaki sposób rozwiązać ten problem.
- Nie ma prostego rozwiązania. Gdybyśmy chcieli porównać się do krajów wysoko rozwiniętych, pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy to liczba pacjentów na lekarza. Będąc w ośrodkach w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy Europie Zachodniej nie można mieć więcej niż dwunastu pacjentów dziennie, bo jest to uznane za liczbę przekraczającą wydolność lekarza w zakresie koncepcji możliwości popełnienia błędu. U nas tych pacjentów jest czterdziestu w ciągu dnia na jednego lekarza. To jest po prostu duże obciążenie - tłumaczył lekarz.
W czwartek odbyła się konferencja prasowa onkologów ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, którzy podkreślali, że sytuacja w onkologii jest krytyczna. - Jesteśmy w sytuacji, w której nigdy nie byliśmy i nie wydawało się nawet, że możemy się znaleźć. Ta konferencja jest krzykiem uświadamiającym i wołaniem o pomoc, bo jesteśmy na krawędzi. Wielu innym ośrodkom jest równie ciężko - mówił Piotr Wysocki cytowany przez TVN24 za PAP.
Pacjenci, którzy z powodu epidemii nie zostali dotychczas zdiagnozowani, pojawią się w szpitalach jeszcze w tym roku z poważniejszymi objawami nowotworu, co będzie wymagało bardziej skomplikowanego leczenia. - Cały system przez lata był na granicy wydolności. Pandemia spowodowała, że to się w tej chwili poskłada jak domek z kart - tłumaczył profesor.
Lekarze podkreślali, że liczba nowych chorych w ostatnim czasie wzrosła trzy-, a nawet czterokrotnie. Brakuje pielęgniarek, leków, farmaceutów, a w szczególności młodych onkologów. - Nasza wydolność jest na granicy - zaznaczano. Medycy zaapelowali do rządu oraz wszystkich osób, które mają wpływ na ochronę zdrowia o to, aby zapowiadane lepsze finansowanie szło w parze także z lepszą koordynacją.