Rolnik z jednej z podkarpackich wsi odkrył, że jest zdradzany przez żonę. Po czasie dowiedział się ponadto, że jest oskarżony o gwałt na jej kochanku. Sąd, mimo braku wyraźnych dowodów i różnych wątpliwości, skazał mężczyznę na karę pozbawienia wolności.
Rolnik z województwa podkarpackiego pewnego dnia wszedł do jednego z pomieszczeń gospodarczych, gdzie zastał swoją żonę w dwuznacznej sytuacji z pracownikiem. - To działo się w zlewni mleka, na stole. Ja stałem za oknem i słyszałem, co się działo, słyszałem co mówili - powiedział Grzegorz Władyka w rozmowie z Polsat News.
Mężczyzna postanowił ratować swoje małżeństwo - chciał odbudować związek z żoną i dojść do porozumienia. Pracownika, z którym przyłapał swoją partnerkę, zwolnił. - Jak go wyrzucałem z pracy, to powiedział, że jak on tu nie będzie pracował, to tutaj nic nie będzie, wszystko zniszczy - oznajmił Grzegorz Władyka. Żona odeszła jednak do kochanka, a ten oskarżył rolnika o gwałt i wielokrotne molestowanie seksualne.
Kochanek żony pana Grzegorza twierdzi, że nie jest jedyną ofiarą rolnika. Sprawa trafiła do sądu, chociaż zeznania mężczyzny nie były spójne. Były pracownik podawał, że był kilka razy zgwałcony w stodole. Daty incydentów nie zgadzają się jednak z terminem budowy stodoły. W czasie, w którym były pracownik mówił, że był rzekomo molestowany przez pana Grzegorza w stodole - budynek ten jeszcze nie istniał. Biegli uznali nawet, że mężczyzna, który oskarża rolnika, nie jest wiarygodny. Mimo wątpliwości oraz braku innych dowodów - sąd skazał rolnika na karę pięciu i pół roku więzienia.
Rolnik zapewnia, że nie molestował seksualnie swojego pracownika. Podobnie uważa jego rodzina. - Po sześciu czy ośmiu latach sobie przypomina? A do tego, to co mówił - kupy się nie trzyma. Tak zeznał, jakby Grzesiek miał sześć rąk - opowiada pani Zofia, mama skazanego rolnika.
Pan Grzegorz posiada nawet nagranie, na którym słychać, jak jego żona oferuje duże sumy pieniędzy za zeznania przeciwko rolnikowi. Podobno jest też świadek, który twierdzi, że kochanek kobiety groził pobiciem, jeśli ten nie zezna po jego myśli. W całej historii wyszło też na jaw, że jeden z sędziów wydających wyrok w II instancji (sąd apelacyjny) miał być znajomym żony pana Grzegorza, z którym pracowała kiedyś w Urzędzie Skarbowym.
- Przez sześć lat trwania procesu, nie byli w stanie udowodnić nic mojemu bratu - dodaje siostra rolnika. Rodzina pana Grzegorza podkreśla, że sprawa została ukartowana przez niewierną żonę i jej kochanka. Ma to być według nich próba przejęcia majątku mężczyzny. Na ten moment, z uwagi na zły stan zdrowia, rolnik nie przebywa w więzieniu, jego rodzina i adwokaci starają się o wznowienie procesu, jak mówią: Musi to być uczciwy proces.