Podwyżki dla nauczycieli. Pomysł rządu - "zapłaci nauczycielom 6 gr więcej za godzinę lekcyjną"

Rząd proponuje podwyższenie pensum dla nauczycieli, według nich samych oznacza to podwyżki, w wysokości 6 groszy za godzinę lekcyjną. Nauczyciele alarmują też, że dla części z nich może to oznaczać zwolnienia. - Propozycja podwyższenia pensum jest dla mnie nie do przyjęcia - powiedziała w rozmowie z Interią Anna Schmidt-Fic, liderka nauczycielskiej inicjatywy "Protest z Wykrzyknikiem".

- Jako środowisko jesteśmy potwornie zmęczeni, w środku pandemii, przed newralgicznym momentem powrotu do szkół - operacji, która jest bardzo trudna dla wszystkich uczestników procesu edukacji, a zatem także dla nauczycieli i nauczycielek. Czyli MEiN postanowił wykorzystać słabość przeciwnika - powiedziała w rozmowie z portalem Interia Anna Schmidt-Fic.

Zobacz wideo Dominika Lasota: Apelowaliśmy do MEN, żeby rzetelna edukacja klimatyczna stała się częścią programu nauczania

Rząd proponuje zwiększenie pensum dla nauczycieli

Liderka inicjatywy "Protest z Wykrzyknikiem" przekazała, że podwyższenie pensum [liczby zajęć dydaktycznych, do odbycia przez nauczyciela] jest dla niej nie do przyjęcia. - Nie kupuję insynuacji, że od dziesiątek lat nauczyciele i nauczycielki obijali się na zbyt niskim pensum i zbyt długich wakacjach, a teraz Czarnek zagoni ich wreszcie do roboty i podniesie etos pracy nauczycielskiej. To kolejna perfidia bazująca na podsycanej w społeczeństwie niechęci do nas - stwierdziła.

Podniesienie pensum oznacza, że nauczyciele, zamiast 18 godzin będą musieli wypracować 20 godzin pracy przy tablicy. Może to oznaczać zwolnienia z pracy dla wielu nauczycieli. - Globalnie wyższe pensum oznaczać będzie zwolnienia ok. 10 proc. nauczycieli - wyjaśnia nauczycielka Lidia Oleszczuk. Wylicza także, że "jeśli w szkole jest 180 h danego przedmiotu tygodniowo to obecnie potrzeba 10 nauczycieli (po 18 h), to jeśli pensum wyniesie 20 h, wystarczy ich tylko 9".

Podwyżki dla nauczycieli mają wynieść 6 groszy brutto od godziny lekcyjnej 

Liderka protestu przyznała, że podwyżki, które są wynikiem zwiększenia liczby godzin, jakie nauczyciele będą musieli spędzić przy tablicy, jest formą szantażu. - Szantaż jest o tyle podły, że zarobki nauczycieli są marne i na tym poziomie, przy obserwowanej inflacji, dla wielu z nas czynnik ekonomiczny będzie decydujący - wyjaśnia. Z kolei Leszek Olpiński, nauczyciel fizyki, informatyki i etyki twierdzi, że podwyżki są iluzoryczne. - Dla nauczyciela dyplomowanego oznacza podniesienie pensji brutto za jedną godzinę lekcyjną o 6 groszy - wyjaśnia. 

Nauczyciele podkreślają, że ich praca to nie tylko prowadzenie lekcji. Poza godzinami spędzonymi przy tablicy nauczyciele mają spotkania, rozmowy z uczniami oraz rodzicami, wypełniają dokumentację oraz przygotowują się do zajęć. - Zwiększenie pensum automatycznie zmniejszy w naszym czasie pracy liczbę godzin przeznaczonych na przygotowanie do lekcji, pracę wychowawczą, budowanie relacji z młodzieżą, rodzicami, prowadzenie dokumentacji, doskonalenie zawodowe. Czyli podniesienie pensum z całą pewnością wpłynie na obniżenie jakości wykonywanej pracy - wyjaśnia Anna Schmidt-Fic.

Propozycja MEiN - podwyżki dla nauczycieli i zwiększenie pensum

29 kwietnia odbyło się spotkanie, na którym Ministerstwo Edukacji i Nauki zaproponowało podwyżki dla nauczycieli powiązane ze zwiększeniem pensum. Kolejne spotkanie Zespołu ds. statusu zawodowego w tej sprawie ma się odbyć 18 maja. - Pod koniec spotkania Zespołu ds. statusu zawodowego toczyły się rozmowy na temat systemu wynagradzania nauczycieli i systemowego podejścia do tego tematu. Zaczęliśmy bardzo merytoryczną dyskusję i umówiliśmy się na kolejne spotkanie, już stacjonarne 18 maja - przekazał szef resortu edukacji Przemysław Czarnek.

Więcej o: