Noah S., Amerykanin mieszkający od kilku lat w Polsce, dołączył do grona nauczycieli szkoły w okolicy Pruszcza Gdańskiego (Pomorskie) 1 września 2016 roku. Razem z żoną prowadził firmę, która oferowała naukę języka angielskiego. W szkole miał zająć się prowadzeniem konwersacji w charakterze native speakera.
W 2018 roku wyszło na jaw, że mężczyzna podczas lekcji molestował uczennice. Pomimo kilkudziesięciu pokrzywdzonych, część rodziców nie chciała zgłaszać sprawy na policję lub bagatelizowała relacje dziewczynek. Działania szkoły też przysporzyły dodatkowych stresów uczennicom - zamiast udzielenia ofiarom odpowiedniej pomocy, podjęto kroki, które wzmagały ich traumę. Sprawa znalazła ostatecznie finał w sądzie, choć wyrok jest nieprawomocny - prokuratura domaga się wyższej kary.
Jak opowiadała w materiale "Uwaga" TVN jedna z matek, mężczyzna, kiedy zaczął uczyć w szkole, usiłował wzbudzić sympatię wszystkich otaczających go osób, również rodziców.
- Był uważany za najluźniejszego nauczyciela w szkole, takiego, który na wszystko pozwala. Starał się jak najbardziej nam przypodobać - wspominała z kolei jedna z uczennic.
Kiedy nauczycielowi udało się zdobyć zaufanie dzieci, zaczął sobie pozwalać na coraz śmielszy kontakt, zwłaszcza wobec najmłodszych uczennic. - Była taka zabawa, którą nazywał "put the rubbish in the bin", czyli "wyrzuć odpadek do śmietnika". Brał nas na ręce i wkładał do śmietnika. To był właśnie moment, w którym wszystkie dziewczynki dotykał w miejsca intymne - tłumaczyła uczennica anglisty.
- Mnie dotknął dwa razy. Za pierwszym razem mu się udało i byłam w tym "śmietniku", a za drugim razem kosz stał przy tablicy na pinezki, na której wisiała mapa. Złapałam się tej mapy i ją porwałam. Nie pozwoliłam się wsadzić, powiedziałam "stop". Puścił mnie, a później dziwnie się na mnie patrzył - opowiadała jedna z pokrzywdzonych w materiale "Uwaga" TVN.
- Koleżanka mi opowiadała, że on ją kiedyś poprosił o zmycie tablicy. Nie dosięgała na samą górę, więc on ją podniósł i chwycił za… Włożył rękę do majtek - dodała.
- Potrafił podchodzić do dziewczynek od tyłu, gdy przy stolikach odrabiały zadania domowe. Kucał przy nich i wkładał im ręce między uda. Robił to przy wszystkich - przy chłopcach i dziewczynkach - więc jego ofiarami były nie tylko molestowane dziewczynki, ale wszyscy uczniowie, którzy to widzieli - mówiła jedna z matek.
Jak tłumaczy inna pokrzywdzona, na początku wiele pokrzywdzonych dziewczynek zwyczajnie nie rozumiało, o co chodzi, dlatego nie reagowały. - Ale później zaczęły rozumieć, że to nie jest coś, czego one chcą. Każda wstydziła się, że coś takiego miało miejsce i każda wiedziała, że to nie jest dobre - wspominała pokrzywdzona w programie "Uwaga" TVN.
- W mojej klasie było 17 dziewczynek, z czego 13 albo 14 było molestowanych. Podczas zabawy wkładał ręce w majtki i dotykał - mówiła uczennica.
- W sumie to było 26 dziewczynek w wieku siedmiu, ośmiu lat. Niektóre w ogóle nie powiedziały o tym rodzicom ani nikomu i cały czas trzymają to w sobie - dodała jedna z matek.
Kiedy 5 czerwca 2018 roku w trakcie lekcji nauczyciel po raz kolejny dotykał uczennic, te w końcu zebrały się na odwagę i zawiadomiły dyrekcję szkoły. Reakcji doczekały się dopiero po kilku dniach, kiedy pani wicedyrektor, pan dyrektor oraz pani psycholog przyszły do klasy, relacjonuje TVN.
- Spytali, czy pan Noah zrobił nam coś albo komuś innemu. Każdy się wstydził i nikt się nie zgłosił. Na drugi dzień poszłam do pani wychowawczyni i o tym powiedziałam. Zaprowadziła mnie do gabinetu psychologa i czułam się, jakbym była na przesłuchaniu. Pytała: "Ale co dokładnie zrobił? W spodnie włożył? Ale w majtki?". Zaczęła tak policyjnie przesłuchiwać. Wyglądało to trochę tak, jakby mi nie wierzyła - opowiadała jedna z dziewczynek.
Rodzice uczennic, które zostały skrzywdzone, mają żal do szkoły - twierdzą, że nie powiadomiono ich natychmiast o tym, że ich córki były molestowane, a dopiero po czterech dniach. Dyrekcja przesłuchiwała kolejne osoby, a dziewczynki były zmuszone nadal widywać nauczyciela w szkole.
Zgodnie z relacją rodziców szkoła zgłosiła sprawę na policję dopiero sześć dni po skardze dziewczynek. Mężczyznę zatrzymano. Po zabezpieczeniu laptopa znaleziono kilkaset zdjęć oraz filmów z treściami pornograficznymi z udziałem małoletnich. Choć dowody jednoznacznie wskazywały na jego winę, część rodziców nadal nie wierzyła oskarżeniom.
- Przez około trzy tygodnie, kiedy ta sprawa była jeszcze świeża, słyszało się różne opinie rodziców. Wielu podchodziło do tego lekceważąco, mówiło, że niepotrzebnie rozdmuchujemy sprawę i trzeba było siedzieć cicho, bo przecież nic poważnego się nie stało. Mówili, że dzieci są same sobie winne albo, że sobie to wymyśliły i może kłamią, bo boją się sprawdzianu - mówiła jedna z matek. Niektórzy rodzice nie chcieli składać zeznań na policji, ponieważ uznali, że "to wstyd".
Rodzic jednej ze skrzywdzonych dziewczynek zgłosił się do Pomorskiego Kuratorium Oświaty, w związku z czym szkoła została skontrolowana. W raporcie pojawiły się zarzuty dotyczące zbyt późnego poinformowania rodziców o tym, że ich dzieci są molestowane, brak szybkiego powiadomienia prokuratury czy przede wszystkim zbyt późne odsunięcie mężczyzny od pracy z dziećmi. Zarówno przedstawiciel szkoły, jak i kuratorium nie wyjaśnili dziennikarzom "Uwagi" TVN, dlaczego dyrektorka szkoły wciąż zasiada na swoim stanowisku, pomimo tak poważnych zarzutów.
Ostatecznie nauczyciel został skazany na pięć lat pozbawienia wolności. Przez 10 lat nie będzie mógł również kontaktować się z pokrzywdzonymi dziewczynkami oraz do nich zbliżać. Mężczyzna nigdy nie przyznał się do winy. Prokuratura złożyła odwołanie od nieprawomocnego wyroku i domaga się 12 lat więzienia.
Potrzebujesz pomocy psychologicznej? Nie wahaj się po nią zwrócić. Poniżej lista z numerami telefonów, pod które mogą dzwonić osoby chcące uzyskać pomoc (przytaczamy ją za biurem RPO):