Reklama z udziałem profesora Krzysztofa Simona, ordynatora oddziału zakaźnego Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. Gromkowskiego we Wrocławiu, ukazała się w publicznych mediach na początku maja. Znany lekarz zakaźnik oraz ekspert Rady Medycznej przy premierze zachwalał w niej maseczki jednej z wrocławskich firm. - Polska firma, polski produkt. 95 proc. skuteczność, pięciokrotnie mniejszy opór oddychania. Zachęcam do stosowania dla państwa i państwa najbliższych - mówił w reklamie.
Udział specjalisty w promocji konkretnego produktu konkretnej firmy pociągnął za sobą zarzuty wobec profesora o działanie niezgodne z etyką lekarską. Sprawę opisywała m.in. Wirtualna Polska, która zapytała prof. Simona o przepisy zabraniające lekarzom reklamowania produktów medycznych.
- Nie wiem, skąd pan ma takie przepisy. Już wcześniej promowałem maseczki, ale na prośbę władz Wrocławia. Faktem jest, że wówczas nie była to reklama, a działania promocyjne. Podtrzymuję to, co powiedziałem: to polska firma, polskie maseczki i to, co teraz zrobiłem w reklamie, uważam za słuszne. Skoro stałem na wrocławskim rynku, poproszony przez Ratusz o rozdawanie masek i informowanie o przestrzeganiu dystansu, to kiedy poproszono mnie o poparcie polskiego produktu, nie odmówiłem - wyjaśniał prof. Simon.
Jak tłumaczył, lekarz nie może reklamować nieprzebadanych preparatów, dlatego sam zwrócił się do ministerstwa o wykazy, by nie "nie naciąć się, że jest to 'lewa' działalność". - Kiedy takie informacje m.in. dotyczące jakości maseczek otrzymałem, podjąłem decyzję o wsparciu tego projektu. Zamiast chińskich produktów powinniśmy kupować polskie. Żebym chińskie maseczki propagował, to rozumiem pańskie zastrzeżenia. Ale to, co zrobiłem, jest słuszne i propaństwowe - twierdził.
Swoje stanowisko przedstawił również w "Faktach po Faktach" w TVN24. Zapytany, czy jego działanie było zgodne z etyką lekarską, odparł, że lekarz nie może się godzić na używanie swojego nazwiska oraz wizerunku dla celów komercyjnych jedynie w przypadku leków i produktów zdrowotnych.
- Mój głos i mój wizerunek jeździ w tramwajach wrocławskich i nikomu to nie przeszkadzało - mówił profesor Simon. W momencie, kiedy zgłosiła się do niego wrocławska firma z należnymi atestami i poprosiła o reklamę, zgodził się. - Stwierdziłem, że to jest słusznie i moralnie uzasadnione. Polska firma, z Dolnego Śląska, bardzo dobry wyrób, uzyskała atesty. Nie jest to lek, którego nigdy bym nie reklamował, ani żaden substytut leku - podkreślał lekarz.
- Natomiast przyatakowano mnie z różnych punktów. Muszę porozmawiać z wojewodą w tej sprawie, o co chodzi i wziąć prawników - mówił Simon, twierdząc, że ktoś usiłuje go "trafić w jakiś sposób".
Prowadząca program w TVN24 Katarzyna Kolenda-Zaleska skomentowała, że udział w reklamie był działaniem komercyjnym, na co lekarz odpowiedział, że to naturalne, że wziął pieniądze za poświęcenie swojego czasu spędzonego na nagraniach. Jak dodał, ostatecznie może oddać zarobek na cele dobroczynne.
- Ale dlaczego nie mam zarabiać na życie? - pytał. - Czy to jest jakieś naganne, że człowiek prozdrowotnie działa i promuje polskie firmy? - dodał. Powiedział też, że przyjmuje wszystkie argumenty i przeprasza, jeśli popełnił błąd.