Jarosław Jagura, prawnik, Helsińska Fundacja Praw Człowieka: Jest ich całe mnóstwo. Według mnie ciągle ogromnym problemem są kwestie związane z ubezwłasnowolnieniem, czyli pozbawianiem ludzi zdolności do czynności prawnych. W Polsce działa bardzo sztywny, ingerujący w sferę praw i wolności osób model, który w przypadku całkowitego ubezwłasnowolnienia sprawia, że opiekun decyduje właściwie o wszystkim. Ta instytucja jest całkowicie do wymiany. Stoi w sprzeczności z Konwencją ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami, ale nie tylko, bo można też mieć wobec niej zarzuty konstytucyjne.
Główny problem polega na tym, że ubezwłasnowolnienie w Polsce wpisuje się w model tzw. zastępczego podejmowania decyzji, a powinniśmy iść w kierunku wspieranego podejmowania decyzji - żeby osoby z niepełnosprawnościami intelektualnymi lub psychicznymi miały zagwarantowane wsparcie w podejmowaniu decyzji, a nie były pozbawiane możliwości decydowania o sobie. Chodzi tutaj choćby o zawieranie wszelkiego rodzaju umów. Zamiast odbierać ludziom prawa, możemy zapewnić im asystenta czy pełnomocnika, który pomoże zrozumieć charakter danej umowy, wytłumaczy osobie z niepełnosprawnością intelektualną ewentualne zawiłości, powie o konsekwencjach. W praktyce chodzi po prostu o wsparcie w funkcjonowaniu w społeczeństwie, bo jeśli nie możemy zawierać żadnych umów, to wpadamy w próżnię prawną. Zostaje nam tylko możliwość kupienia bułki w sklepie.
Duża. W Polsce mamy ok. 90 tys. osób ubezwłasnowolnionych. W ostatnich latach obserwujemy w sądach lawinowy wzrost wniosków. To nawet około 15 tys. spraw rocznie, które w większości przypadków kończą się pozbawieniem zdolności do czynności prawnych. Jeszcze mniej więcej dekadę temu tych spraw było ok. 10 tysięcy.
To ma zapewne związek ze starzeniem się społeczeństwa; mamy więcej osób starszych, które z racji wieku borykają się z osłabieniem funkcji poznawczych. Sądy niezwykle często przychylają się do wniosku rodziny o ubezwłasnowolnienie. Według mnie na wyrost.
Czasami utożsamia się potrzebę ubezwłasnowolnienia z potrzebą zapewnienia opieki faktycznej. To było widoczne w sprawach, w których uczestniczyłem - podkreślano na przykład, że osoba potrzebuje wsparcia w codziennych czynnościach, bo nie robi sobie posiłków. Ale przecież to nie jest kwestia opieki prawnej, do której odnosi się ubezwłasnowolnienie! Pozbawienie zdolności do czynności prawnych nie poprawi codziennego funkcjonowania. Problem dotyka wielu osób, u których niepełnosprawność powstaje z wiekiem, ale nie zawsze przecież są to przypadki, które wykluczają samodzielne funkcjonowanie i wymagają zastępowania w podejmowaniu decyzji.
Bardzo. Nie "szyjemy" rozwiązań na miarę potrzeb konkretnego człowieka. Ubezwłasnowolnienie automatycznie dotyka niemal wszystkich obszarów życia, niezależnie od tego, czy taka ingerencja jest faktycznie potrzebna. Pierwsze konkretne pomysły na reformę ubezwłasnowolnienia sięgają mniej więcej 2012 roku. Od tamtego czasu nic się nie zmieniło. W Ministerstwie Sprawiedliwości były nawet prowadzone prace, przygotowano projekt założeń zmian w prawie, ale to wszystko umarło. W 2021 roku jesteśmy w tym samym miejscu. Trzeba pamiętać, że ubezwłasnowolnienie to też pozbawienie praw wyborczych. A ubezwłasnowolnić można w Polsce ze względu na alkoholizm. Czy taka osoba faktycznie nie jest w stanie uczestniczyć w procesie wyborczym i oddać głosu? W przypadku chorób psychicznych czasami mamy różne okresy – nasilenia objawów i remisji. Niestety system tego nie dostrzega, tak jak nie widzi różnorodności osób z niepełnosprawnościami i ich potrzeb.
Wnioskuje o to najbliższa rodzina, taką możliwość ma też prokuratura. Sprawę rozpatruje sąd okręgowy w składzie trzech sędziów. W trakcie postępowania sprawdzany jest stan zdrowia danej osoby, są powoływani biegli psycholodzy, psychiatrzy lub neurolodzy, którzy oceniają to, jak dana osoba funkcjonuje. Ustala się także sytuację osobistą i majątkową. Niestety, opinie biegłych są często sztampowe. Nie wszyscy biegli rozumieją nowe podejście do niepełnosprawności, które wynika choćby z konwencji oenzetowskiej. Gdy już stwierdzą, że dana osoba jest chora psychicznie czy "niedorozwinięta umysłowo", to z automatu wskazują też na niemożność samodzielnego kierowania swoim postępowaniem, podejmowania decyzji i konieczność ubezwłasnowolnienia. Zwracam uwagę na słowo, którego użyłem - "niedorozwój umysłowy". Ono znajduje się w Kodeksie cywilnym, który reguluje ubezwłasnowolnienie i tam jest używany taki wykluczający język.
Opowiem o jednej sprawie z Torunia, w której uczestniczyłem z ramienia Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. W postępowaniu spadkowym stroną była osoba z zespołem Downa. Mimo że to był bardzo dobrze funkcjonujący w życiu młody mężczyzna, sąd uznał, że być może trzeba skierować wniosek o ubezwłasnowolnienie. Nie chciała tego rodzina, ale sędzia i tak zwrócił się w tej sprawie do prokuratury, która złożyła odpowiedni wniosek. A propos sztampowego podejścia, biegli stwierdzili z automatu: osoba z zespołem Downa, niski iloraz inteligencji, nie jest w stanie podejmować decyzji. A ten człowiek przeszedł trening samodzielnego życia, jeździł do pracy komunikacją miejską, robił sam zakupy, rozumiał wiele rzeczy, czasem potrzebował jedynie prostszego wytłumaczenia. W sprawie przesłuchano świadków, którzy opowiedzieli, jak dobrze on funkcjonuje. Ci świadkowie pojawili się w sprawie dzięki zaangażowaniu lokalnej organizacji, z której wsparcia korzystał ten mężczyzna. My jako Fundacja również przyłączyliśmy się do postępowania. W efekcie prokuratura cofnęła swój wniosek. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, ale sprawa była kompletnym nieporozumieniem i tej całej machiny można było uniknąć. Mam wrażenie, że takie sprawy są skrupulatnie prowadzone wtedy, gdy w rodzinie istnieje konflikt i jeden bliski uważa, że powinno dojść do ubezwłasnowolnienia, a drugi się sprzeciwia. W pozostałych przypadkach to często idzie z automatu i w 90 proc. tych spraw jest orzeczenie o ubezwłasnowolnieniu całkowitym.
W przypadku osób starszych często to są kwestie związane z zarządzaniem majątkiem danej osoby. Nie jest oczywiście tak, że po stronie bliskich mamy zawsze złe intencje i chodzi tylko zagarnięcie pieniędzy i strach przed niekorzystnym rozporządzaniem majątkiem, zresztą - uważam, że człowiek może wydawać swoje pieniądze jak chce, choćby niekorzystnie. Czasami jest także konieczność załatwienia różnych urzędowych spraw i wówczas niestety ubezwłasnowolnienie może być jedynym wyjściem, bo nie mamy żadnych alternatyw. Mógłby to być np. pełnomocnik, którego osoba ustanawia sobie na wypadek utraty możliwości samodzielnego działania. Takie rozwiązania funkcjonują w innych państwach.
Oczywiście od orzeczenia sądu przysługuje apelacja. Ponadto teoretycznie jest możliwość uchylenia ubezwłasnowolnienia i na późniejszym etapie. Sąd może to zrobić z urzędu albo na wniosek, ale to się bardzo rzadko dzieje. Osoba z niepełnosprawnością intelektualną musiałaby przestać taką osobą być. Sam fakt, że człowiek dobrze funkcjonuje, radzi sobie w życiu, nie jest wystarczającym powodem. To wszystko wynika z naszego charytatywnego, paternalistycznego i niepartnerskiego podejścia. Osoba z niepełnosprawnością to człowiek, którym się trzeba zająć, zaopiekować, nie widzi się w niej jednostki, która ma swoje prawa i wolności. To jest szerszy problem i wiąże się także z instytucjonalizacją opieki nad niepełnosprawnymi.
W Polsce działa sieć dużych ośrodków i domów pomocy społecznej, w 800 takich publicznych placówkach przebywa ok. 80 tysięcy osób. Wychodzi po sto osób na jednostkę. Jak zgubne jest to rozwiązanie przekonaliśmy się w na początku epidemii. To tam rok temu mieliśmy pierwsze duże ogniska zakażeń. Gdybyśmy postawili na lokalne wsparcie, co najwyżej małe placówki, z naciskiem położonym na opiekę asystencyjną i świadczenie usług w miejscu zamieszkania danej osoby, pewnie nie mielibyśmy takich dramatycznych sytuacji, że wojsko musi ewakuować mieszkańców DPS, bo garstka personelu ma pod opieką kilkaset osób. To bardzo ważne, żeby nie wyrywać ludzi z ich otoczenia. Nacisk na wsparcie w miejscu zamieszkania nie może oznaczać zrzucenia wszystkiego na barki rodziny. Takie rozwiązanie mamy teraz, bo z ustawy wprost wynika, że wsparcie finansowe należy się opiekunom osób z niepełnosprawnościami, jeśli są ich najbliższymi. Jasne jest, że rodzina powinna mieć możliwość opieki, jeśli chce, ale powinna istnieć też możliwość, aby pieniądze zamiast na zasiłek dla członka rodziny mogły być wydane na zatrudnienie fachowego asystenta, a decyzje o tym mogła podjąć też sama osoba z niepełnosprawnością. Teraz jest tak, że system zamyka osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunów w domach, często pozbawiając ich możliwości zarobkowania. Żeby opiekun uzyskał świadczenie pielęgnacyjne, musi zrezygnować z pracy.
Najważniejszy dokument w tej materii to wspomniana Konwencja o prawach osób z niepełnosprawnościami, przyjęta przez ONZ i ratyfikowana przez Polskę. Ona obliguje państwo do wprowadzenia szeregu regulacji i poszanowania praw osób z niepełnosprawnościami, a przede wszystkim wywiera nacisk na zmianę sposobu myślenia o niepełnosprawności. Konwencja jest oparta na zupełnie innym modelu postrzegania osób z niepełnosprawnościami niż ten, który mamy teraz w Polsce. W uproszczeniu zgodnie z konwencją ONZ niepełnosprawność jest przede wszystkim wynikiem barier w społeczeństwie i w przestrzeni publicznej, w mniejszym zaś stopniu efektem stanu zdrowia samych osób z niepełnosprawnościami. Mówiąc wprost: problemem jest niedostosowane społeczeństwo.
Przed nami jeszcze długa droga, żeby zmienić sposób myślenia i odejść od medycznego ujęcia na rzecz perspektywy społecznej. Niestety od ratyfikacji konwencji nie mieliśmy kompleksowej zmiany przepisów, która by wprowadzała tę bardziej przystającą do naszych czasów filozofię. Nie mamy na przykład ustaw, które całościowo chroniłyby osoby z niepełnosprawnościami przed dyskryminacją we wszystkich sferach. Dużo mówiliśmy już o ubezwłasnowolnieniu, ale zmian systemowych potrzeba więcej. Nadal orzekamy o niezdolności o pracy, o tym, że dana osoba jest niezdolna do samodzielnej egzystencji. A powinniśmy pójść w zupełnie innym kierunku: orzekajmy o tym, czego ta osoba potrzebuje, żeby np. aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym. Nie skupiajmy się na tym, czego ktoś nie może zrobić samemu, tylko myślmy, jak człowieka wesprzeć.
To rzeczywiście spory problem. W zasadzie jedyny obszar, w którym kwestia dyskryminacji osób z niepełnosprawnościami jest wprost uregulowana, to praca. Kodeks pracy mówi, że nie można dyskryminować ze względu na niepełnosprawność w zatrudnieniu , ale co choćby z dostępem do dóbr i usług? Oczywiście mamy m.in. Konstytucję, z której wynika zakaz dyskryminacji, co dotyczy także osób z niepełnosprawnościami. Więc poszukiwanie ochrony jest możliwe, ale jest skomplikowane. Uczestniczyliśmy jako Helsińska Fundacja Praw Człowieka w sprawach dotyczących niewpuszczania osób niewidomych z psami asystującymi do restauracji czy lekarza. Udawało nam się wygrać te sprawy i pociągnąć te podmioty do odpowiedzialności za dyskryminację, ale procesy opierały się na bardzo ogólnych przepisach o naruszeniu dóbr osobistych. Niestety w Polsce przez brak odpowiednich regulacji antydyskryminacyjnych konieczne jest uciekanie się do środków prawnych często zupełnie niedostosowanych do danej sytuacji.