Na wtorkowej konferencji prasowej w Rybniku właściciel klubu poinformował o decyzji sądu, który uznał, że zatrzymanie go było nielegalne. Zdanie Marcina Kozy, cała akcja miała na celu zastraszanie innych przedsiębiorców, aby nie otwierali lokali wbrew obostrzeniom - pisze portal rybnik.com.pl.
Mężczyzna będzie domagał się odszkodowania za zatrzymanie go na komendzie - pisze TVN24 za Polską Agencją Prasową.
Sąd uznał, że moje zatrzymanie na komisariacie, w momencie gdy zanosiłem dowody przeciwko nielegalnemu wejściu policji i napaści na naszych gości, było nielegalne i niezasadne
- powiedział na konferencji prasowej Marcin Koza, właściciel klubu. Mężczyzna stwierdził, że Sąd Rejonowy w Rybniku podszedł do tematu profesjonalnie i uznał dowody dostarczone przez jego obrońcę.
Pod koniec stycznia, w nocy z soboty na niedzielę policja interweniowała w klubie muzycznym Face 2 Face, który był otwarty mimo obostrzeń. W czasie wizyty w klubie policja użyła między innymi pałek, granatów hukowych i miotaczy gazu. Wylegitymowano 213 osób, a 3 osoby zatrzymano w sprawie naruszenia nietykalności cielesnej policjantów. Kolejnego dnia wieczorem przed komendą stało już kilkadziesiąt osób protestujących przeciwko agresywnemu zachowaniu funkcjonariuszy.
Ja uważam, że u nas nie było interwencji policji. Do nas przyszli bandyci. Panie z sanepidu, mimo że nie przeprowadziły żadnej kontroli miały nakaz zamknięcia lokalu
- mówił wtedy jeden z właścicieli lokalu Face 2 Face, Marcin Koza. Tydzień później został zatrzymany. Do Komendy Miejskiej Policji w Rybniku przyszedł sam. Miał przekazać dowody potwierdzające nieodpowiednie działania policji w jego lokalu i agresję funkcjonariuszy podczas interwencji. Mężczyzna został jednak zatrzymany, groził mu zarzut sprowadzania niebezpieczeństwa na życie lub zdrowie wielu osób. Spędził noc w izbie zatrzymań, a następnego dnia rano prokuratur go przesłuchał i Marcin Koza został zwolniony. Wciąż ciąży na nim zarzut powodowania zagrożenia epidemiologicznego, a sanepid nałożył na niego 60 tysięcy złotych kary - pisze TVN24.