Do zdarzenia doszło po jednym ze zdalnych wykładów z anatomii w bydgoskim Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Z wizytacją w Bydgoszczy przebywał prof. Janusz Moryś z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Po zakończeniu wykładu, wraz z dwoma innymi wykładowcami wymieniał się spostrzeżeniami na temat zbyt wysokiej zdawalności studentów w formie zdalnej. Wykładowcy nie wyłączyli przy tym mikrofonu, zostali nagrani przez studentów.
Władze Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego od początku przekonywały, że zajmą się sprawą i powołają specjalny zespół, który ją wyjaśni. Wobec prof. Marysia wszczęto postępowanie dyscyplinarne. W środę przedstawiono wnioski z kilkutygodniowego postępowania.
Jak podaje Interia, decyzją władz Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Janusz Moryś został odwołany z funkcji kierownika Zakładu Anatomii GUMed i funkcji kierownika Katedry Anatomii i Neurobiologii. Pozostaje on jednak profesorem gdańskiej uczelni, a obecnie przebywa na urlopie.
Po zakończeniu spotkania wykładowcy - prof. Janusz Moryś z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, kierownik wydziału anatomii UMK w Bydgoszczy Michał Szpinda i dziekan wydziału lekarskiego UMK Zbigniew Włodarczyk nie wyłączyli mikrofonów i toczyli rozmowę na temat tego, co sprawia im najwięcej problemów w dobie pandemii. Zgodzili się, że organizacja egzaminów w formie online powoduje zbyt wysoką zdawalność. Na nagraniu słychać, jak wykładowcy wymieniają się spostrzeżeniami. - Rozmawialiśmy już o tym, że zdawalność jest zdecydowanie za wysoka w formie zdalnej. Coś musimy z tym zrobić. Wybrałem najlepszych studentów i robię dla nich specjalny test, też stacjonarny. Taki, że po cztery punkty mi piszą. Najlepsi - mówił jeden z nich.
Rolę "mentora" na nagraniu przyjął prof. Moryś, który opowiadał m.in. o "funduszu Morysia". Chodziło o pieniądze, które gdańska uczelnia otrzymuje od studentów powtarzających rok. Jak informowała Interia, faktyczna liczba powtarzanych semestrów na GUM-ed odbiega od tych na innych uczelniach.
Co więcej, z podobnymi pretensjami zgłaszali się byli i obecni studenci prof. Morysia, którzy dzielili się swoimi negatywnymi doświadczeniami z wykładowcą, ale i z samą uczelnią. Niektórzy musieli się mierzyć z poważnymi problemami zdrowotnymi, depresją, a nawet próbami samobójczymi.