W wydanym w poniedziałek komunikacie Nuncjatura Apostolska przekazała, że kary nałożone na abp. seniora Sławoja Leszka Głódzia oraz bp. seniora Edwarda Janiaka są wynikiem postępowania dotyczącego "sygnalizowanych zaniedbań w sprawach nadużyć seksualnych popełnionych przez niektórych duchownych wobec osób małoletnich, oraz innych kwestii związanych z zarządzaniem archidiecezją".
Stolica Apostolska wydała wobec bp. Janiaka nakaz zamieszkania poza archidiecezją kaliską. Nałożono na niego również zakaz uczestniczenia w jakichkolwiek publicznych celebracjach religijnych lub spotkaniach świeckich na terenie archidiecezji kaliskiej. Duchowny ma również wpłacić "odpowiednią sumę" na rzecz Fundacji św. Józefa, z przeznaczeniem na działalność prewencyjną i pomoc ofiarom nadużyć.
Do kary nałożonej na bp. Janiaka odniósł się w TVN24 Jakub Pankowiak, który jako dziecko był wykorzystywany seksualnie przez księdza Arkadiusza Hajdasza (jego ofiarą jest również brat Jakuba - Bartłomiej). Jak mogliśmy się dowiedzieć z filmu "Zabawa w chowanego", jedną z osób, która tuszowała przestępstwa Hajdasza, był właśnie bp Janiak.
- Trudno to opisać w jednym zdaniu, bo uczucia były różne. Przede wszystkim oczekiwałem stwierdzenia winy bp. Janiaka. To się niestety nie wydarzyło. Z komunikatu Nuncjatury Apostolskiej wynika, że postępowanie zakończyło się nałożeniem obostrzeń na Janiaka. Ale nie jest to żadna kara, bo żeby była kara, musi być wina. A o niej nie możemy mówić, ponieważ nie wiemy tak naprawdę, z jakich powodów bp Janiak został dotknięty tymi obostrzeniami - powiedział Pankowiak.
- Poczułem duży niedosyt ze względu na to, że postępowanie wobec Janiaka było prowadzone przez abp. Stanisława Gądeckiego, który na miejscu badał tę sprawę. I to na podstawie dokumentów przesłanych z Polski Watykan podjął decyzję. Nie przesłuchano też trzech najważniejszych w tej sprawie, czyli ks. rektora Piotra Górskiego, mojego brata Bartłomieja oraz mnie - dodał.
Pankowiak podzielił się też szczegółami wspomnianego postępowania wobec bp. Janiaka i wytłumaczył, dlaczego nie doszło do przesłuchań.
- Zostaliśmy zaproszeni przez abp. Gądeckiego na przesłuchanie. Pewnego dnia wieczorem otrzymałem telefon z numeru zastrzeżonego z zaproszeniem na następny dzień rano ws. "rzekomych" zaniedbań bp. Janiaka. Powziąłem możliwość skorzystania z pomocy prawnej pana Zbigniewa Nosowskiego, bo nie znam się na prawie kanonicznym. Wówczas [ze strony kościelnej - red.] otrzymałem odpowiedź odmowną - powiedziano mi, że nie mogę stawić się z osobą towarzyszącą - relacjonował Pankowiak.
- Ostatecznie pojawiłem się sam, jednak do przesłuchania nie doszło, ponieważ cały czas prosiłem o okazanie dokumentu, który uniemożliwił mi stawienie się z osobą towarzyszącą. Przeczytano mi go po włosku, po czym przetłumaczono w pokraczny sposób na polski. Stwierdziłem, że nie zostanę tam dłużej, ale poprosiłem o przesłanie pytań, na co arcybiskup się zgodził. Na drugi dzień okazało się, że inna przesłuchiwana osoba mogła skorzystać z osoby towarzyszącej - mówił.
Później nikt z Archidiecezji Poznańskiej nie zgłosił się już do Pankowiaka. Jak zaznaczył, historia wyglądała podobnie w przypadku jego brata.
- Mam więc wrażenie, że decyzja Watykanu nie jest oparta na faktach, tylko na informacjach przekazanych przez abp. Gądeckiego. Sądzę, że przy pełnym obrazie sytuacji, mogłaby być zupełnie inna - ocenił.