Sobotni mecz Legii z Wartą na warszawskim stadionie odbywał się - jak wszystkie w ostatnim czasie - przy pustych trybunach. Jednak na ul. Łazienkowskiej i tak pojawili się kibice, którzy chcieli dopingować i jednocześnie protestować przeciwko zamknięciu stadionów.
Na miejscu były znaczne siły policji. Z głośników radiowozu puszczano komunikat o stanie epidemii. Jednak zgromadzenie nie zostało rozwiązane siłą. Policja legitymowała uczestników i dała kilkanaście mandatów.
Jak później poinformowano, w dniu meczu policja wylegitymowała dokładnie 495 osób. Wystawiono 11 mandatów karnych, osiem wniosków o ukaranie do sądu i siedem notatek do sanepidu. - Dotyczyły one różnych wykroczeń, m.in. związanych z łamaniem obostrzeń epidemicznych, ale też spożywania alkoholu w miejscu niedozwolonym - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl podkomisarz Rafał Retmaniak z Komendy Stołecznej Policji.
Policja informowała w weekend, że zgromadzono materiał wideo i możliwe są kolejne kary. Na razie jednak takie się nie pojawiły. - Są prowadzone analizy - powiedział Retmaniak.
Komentujący działania funkcjonariuszy zwrócili uwagę, że podejście policji było odmienne niż w przypadku innych zgromadzeń w ostatnim czasie, przede wszystkim protestów przeciwko niemal całkowitemu zakazowi aborcji. Manifestacje Strajku Kobiet często były otaczane przez policję w tzw. kotle i uczestnicy mogli je opuścić dopiero po wylegitymowaniu. Dochodziło do szarpanin z policjantami i wyrywania ludzi z tłumu.
- W każdej takiej sytuacji policjanci działają w oparciu o to, jak zachowują się uczestnicy tego zgromadzenia. W tym przypadku - porównując do innych zgromadzeń - nie mieliśmy do czynienia przede wszystkim z blokowaniem ruchu. W takiej sytuacji działamy po to, aby usprawnić ruch i usunąć osoby z jezdni - powiedział Retmaniak. - Ulica Łazienkowska cały czas była przejezdna, komunikacja miejska poruszała się na miejsce i nie trzeba było zmieniać tras autobusów - dodał.