Zbliża się kolejna, 11. rocznica katastrofy smoleńskiej - w tym 6. pod rządami PiS. Partia doszła do władzy m.in. pod hasłem "wyjaśnienia" przyczyn katastrofy, ponieważ nie uznawała państwowego raportu, który jako powód podawał m.in. złamanie procedur.
Powstała nowa, specjalna podkomisja, która kieruje obecnie były minister obrony Antoni Macierewicz. Jednak po latach pracy nadal nie opublikowała swojego raportu. Macierewicz było to pytany w audycji na antenie Radia Maryja.
- Pełen raport jest jeszcze konsultowany - powiedział Macierewicz. Tłumaczył opóźnienia w publikacji raportu epidemią koronawirusa, która powoduje "niemożność spotkania się wszystkich członków komisji". - Raport wymaga głosowania i zapoznania się z materiałami ściśle tajnymi przez wszystkich członków komisji - powiedział.
- Mamy nadzieję, że będzie to w najbliższych tygodniach - powiedział i dodał, że chce, aby "opinia publiczna mogła zapoznać się z całym raportem". Nie wiadomo jednak, czy pełen raport zostanie opublikowany 10 kwietnia, w rocznice katastrofy. Dodał, że liczy na to, że w kolejnych tygodniach sytuacja epidemiczna się poprawi lub zostanie znalezione inne rozwiązanie pozwalające na przyjęcie raportu.
Tymczasem jak pisał w Gazeta.pl Jacek Gądek, podkomisji smoleńskiej Macierewicza nie wierzą już nawet rodziny ofiar katastrofy, którym blisko do Prawa i Sprawiedliwości.
Macierewicz przejął kierownictwo nad komisją w 2018 roku, po dwóch latach jej działania. - Wejście Macierewicza do podkomisji to w zasadzie był jej pogrzeb - powiedziała osoba z jednej z rodzin. Doszło też do konfliktów wewnętrznych w komisji, w których rodziny nie wzięły strony byłego ministra obrony.
W katastrofie 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem zginęło 96 osób - cała załoga Tu-154 oraz lecąca do Katynia polska delegacja z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele.
Państwowa komisja (tzw. komisja Millera) ustaliła, że szereg okoliczności - w tym złamanie procedur bezpieczeństwa - przyczynił się do katastrofy. Bezpośrednią jej przyczyną było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania (100 metrów), przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią. Rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg - przerwanego lądowania w sytuacji, kiedy wiadomo, że lądowanie może zakończyć się niepowodzeniem - było spóźnione.
Według ekspertów z komisji Millera właśnie złamanie procedur bezpieczeństwa przez pilotów tupolewa doprowadziło do zderzenia z feralną brzozą, którego skutkiem było oderwanie fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu, przechyłu i zderzenia z ziemią.