Szczątki zostały odkryte na terenie dawnego gospodarstwa ogrodniczego na osiedlu Gronowo w Lesznie, w grudniu 2019 roku. Podczas prac ziemnych natrafiono na ludzkie kości.
Prokuratura poinformowała teraz o przełomie w sprawie - świadek, do którego dotarli śledczy rozpoznał kobiety na zrekonstruowanych portretach cyfrowych, choć wciąż nie wiadomo, kim kobiety były - informuje portal elka.pl.
Do odkrycia szczątków doszło, kiedy koparka uniosła łyżkę z ziemią, w której znajdowały się ludzkie kości. Roboty przerwano, a na miejsce wezwano prokuraturę. Z uwagi na to, że sprzęt budowlany naruszył miejsce pochówku, archeolodzy nie zdołali szczegółowo go przeanalizować. Znalezione szkielety znajdowały się w odległości dwóch metrów od siebie, na głębokości zaledwie 70 centymetrów pod ziemią.
Biegli nie byli w stanie wskazać bezpośredniej przyczyny śmierci. - Stan kości i okres, przez jaki szczątki leżały w ziemi, uniemożliwiają nam to. Nie wiemy, co było powodem ich śmierci i pochówku w tym miejscu. Wiemy natomiast, że w tym miejscu nie było cmentarza - powiedziała cytowana przez TVN24 Małgorzata Handke-Maciuk z Prokuratury Rejonowej w Lesznie.
Biegłym udało się jednak określić lata, w których doszło do pochówku. Brany pod uwagę przedział 30 lat wskazywał, że ofiary pochowano w czasie II wojny światowej lub tuż po jej zakończeniu. Wiele zatem wskazywało na to, że kobiety mogły mieć związek z pobliskim obozem pracy. Co więcej, śledczym udało się ustalić, że ofiary to matka i córka. Pierwsza z nich mogła mieć 40-45 lat i 165 centymetrów wzrostu, zaś druga 11 lat i 135-138 centymetrów wzrostu.
Z czasem udało się dokładnie ustalić datę pochówku. Miały to być lata 1949-50. - Daty dokładnej nie znamy. Ale mamy pewność co do tych lat, tak wynika z naszych ustaleń. Miało to miejsce w okresie powojennym i jeszcze wtedy rzeczy nieakceptowalne mogły się dziać na tym terenie. Ale nie dokonywano wtedy pochówków na terenach prywatnych, tym bardziej kobiety z dzieckiem. Może był to wypadek? A może śmierć naturalna, ale po co wtedy chować te osoby w ukryciu? Mamy podejrzenie, że komuś zależało na ukryciu tych ciał – dodała Handke-Maciuk.
Nieopodal miejsca, w którym znaleziono kości, od 1940 roku funkcjonował obóz pracy. W pierwszych latach II wojny światowej działał on jako obóz-noclegownia dla niemieckich robotników, ale jeszcze w trakcie budowy zmieniono jego przeznaczenie na obóz pracy dla jeńców wojennych. Od 1942 roku był to obóz dla oficerów.
W czasie II wojny światowej podobnych obozów było wiele. Ten, w odróżnieniu od innych, w 1945 roku nie został zlikwidowany. Po wyzwoleniu zamieniono go w obóz pracy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego dla jeńców Wehrmachtu i volksdeutschów. Warunki bytowe były dramatyczne - nie było dostępu do wody i elektryczności, zaś więźniowie byli niedożywieni i nie mieli dostępu do opieki medycznej. Efektem tego była epidemia tyfusu.
Pomocna w określeniu przyczyn śmierci ofiar może być rekonstrukcja ich twarzy. - Dysponowaliśmy drobnymi kosteczkami, nie całym szkieletem. Udało się biegłym na ich podstawie stworzyć portrety tych osób. I mamy potwierdzenie, że bardzo wiarygodnie, bo świadek rozpoznał te osoby - wyjaśniła Handke-Maciuk. Wspominany świadek miał wyznać, że była to "niemiecka rodzina", ale nie był w stanie sobie przypomnieć ich imion i nazwisk.