Do zbrodni doszło w nocy z 8 na 9 grudnia 2019 roku. W jednorodzinnym domu lokalnego biznesmena w Ząbkowicach Śląskich (województwo dolnośląskie) nastoletni Marceli zabił siekierą własnych rodziców oraz siedmioletniego braciszka, po czym zadzwonił na policję. Twierdził, że ktoś włamał się do domu, a jemu udało się przeżyć, ponieważ uciekł na dach. W trakcie śledztwa przyznał się jednak do zbrodni.
Chłopak próbował pozbyć się dowodów - spalić ubrania, które miał na sobie w trakcie morderstwa, ukryć narzędzie 200 metrów za domem. Później upozorował napad i zabrał pieniądze, które chciał przeznaczyć na ucieczkę z kraju. - Zacierał ślady po przestępstwie i starał się skierować podejrzenia na zupełnie inne tory - komentował wówczas sprawę prokurator Tomasz Orepuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
Jak pisała jeszcze w 2019 roku "Wyborcza", lokalna społeczność była wstrząśnięta zbrodnią. Mieszkańcy wypowiadali się na temat rodziny z szacunkiem i sympatią. Inni uczniowie tłumaczyli sobie, że chłopak musiał być pod wpływem alkoholu lub narkotyków, bo przecież nie mógłby popełnić takiej zbrodni na trzeźwo. Wstępne ustalenia wskazywały jednak, że nie był on pod wpływem żadnych środków.
Chłopak został przebadany przez biegłych psychiatrów jeszcze w grudniu, jednak wtedy nie byli oni w stanie określić stanu psychicznego, w jakim znajdował się w tracie popełniania czynu. Złożono więc wniosek o obserwacje Marcelego w warunkach zakładu zamkniętego. Jak informuje "Wyborcza", prokuratura ujawniła właśnie jej wyniki. - Marcel C. jest poczytalny. Był poczytalny również w momencie popełnienia czynu. Będzie odpowiadał przed sądem na zasadach ogólnych - powiedział prokurator Orepuk. Nastolatek będzie odpowiadał za potrójne zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. - W przypadku zabójstwa rodziców doszedł jeszcze wątek uzyskania korzyści majątkowej, bo śledczy ustalili, że Marcel C. zabrał z domu 10 tys. zł, które miał przeznaczyć na wyjazd za granicę, gdyż chciał uciec z kraju - wyjaśniał.