Do niebezpiecznego zdarzenia doszło w sobotę około godz. 23 w Rymaniu w województwie zachodniopomorskim. Prowadząca bmw kobieta wjechała w witrynę sklepu stacji paliw, a później odjechała z piskiem opon. Interweniujący na miejscu policjanci oddali kilka strzałów w kierunku samochodu.
Katarzyna A. sama zgłosiła się na komendę policji w Koszalinie. Badanie alkomatem nie wykazało obecności alkoholu w organizmie. Nie stwierdzono również obecności środków odurzających we krwi. W niedzielę sierżant Karolina Seemann z kołobrzeskiej policji potwierdziła w rozmowie z Gazeta.pl, że w trakcie interwencji nikt nie ucierpiał, ale kobieta stworzyła realne zagrożenie dla otoczenia.
Jak poinformowało w poniedziałek radio RMF FM, 37-latka usłyszała w prokuraturze szereg zarzutów, m.in.: uszkodzenia mienia na kwotę 20 tysięcy złotych oraz narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia dwóch pracownic stacji i policjanta (prokuratorzy ocenili, że ktoś mógł zostać trafiony fragmentami konstrukcji budynku). Kobieta odpowie też za zmuszenie policjanta do odstąpienia od podejmowania interwencji (funkcjonariusz został uderzony lusterkiem samochodu) i ucieczkę z miejsca zdarzenia. Przy Katarzynie A. znaleziono też niewielką ilość marihuany. Za wspomniane czyny może grozić jej nawet pięć lat pozbawienia wolności.
Sprawczyni wciąż jest przesłuchiwana w prokuraturze. Nie wiadomo jeszcze, o jakich środkach zapobiegawczych zdecydują śledczy.
Według nieoficjalnych informacji dziennika "Fakt", policjanci ustalili, że 37-latka miała stracić nad sobą panowanie po kłótni z ukochanym. Kobieta zeznała, że wspólnie wracali z podróży do Holandii. Postanowili zatankować i doszło między nimi do poważnej kłótni. Kobieta wezwała policję. Kiedy funkcjonariusze byli już na miejscu, doszło do dewastacji stacji.