- Nie było żadnej wycinki organów na handel. Ten mężczyzna został najprawdopodobniej uduszony - mówią źródła PAP w prokuraturze. Wcześniej media informowały, że obaj Polacy, którzy wyjechali do pracy w Meksyku, mieli wycięte narządy. Onet podawał, że w przypadku jednego z nich chodziło nie tylko o nerkę, ale także innego organy. Ten, który przeżył, ma już znajdować się w Polsce. Jego tragicznie zmarłym kolegą był 20-letni mieszkaniec Marcinkowic w gminie Radłów (pow. tarnowski, woj. małopolskie).
Jak relacjonuje "Gazeta Krakowska" mieszkańcy miejscowości od kilku dni gromadzą się przed kapliczką Matki Boskiej, nieopodal domu kultury. Zapalają znicze i modlą się w intencji 20-latka. - Modlimy się za niego, ale też w intencji jego rodziny, aby przetrwali ten ciężki czas. Wszyscy jesteśmy zszokowani, w ogóle nie dociera do nas to, co się stało - mówi gazecie jedna z mieszkanek.
Nieoficjalnie dziennik podaje, że młody mężczyzna pracował w jednej z firm w Bochni. Inne media podają, że był elektromonterem. 20-latek wyjeżdżał w delegacje do innych krajów, w połowie lutego on i dwie inne osoby poleciały do Meksyku. Do tragedii doszło już pierwszego dnia, mieszkaniec Marcinkowic został znaleziony martwy. Jeden z jego kolegów był ciężko ranny.
Jak podawał Onet, według meksykańskich służb przyczyną śmierci Polaka było zaczadzenie, ale w tę wersję nie wierzą bliscy 20-latka.
25 lutego materiały dotyczące śmierci mężczyzny na polecenie Zbigniewa Ziobry zostały przekazane Prokuraturze Okręgowej w Krakowie. Wcześniej sprawą zajmowała się Prokuratura Rejonowa w Bochni. W komunikacie jest mowa o "śmiertelnym wypadku w trakcie delegacji służbowej, do którego to zdarzenia doszło na terenie Meksyku w dniu 13 do 14 lutego 2021 roku". - Ale nie wyklucza to przyjęcie innej kwalifikacji prawnej czynu, będącej wynikiem ustalanego przebiegu zdarzeń - mówi "Gazecie Krakowskiej" rzecznik prasowy prokuratury Janusz Hnatko. Śledczy przesłuchują świadków i zbierają dokumentację.