22 stycznia 2019 roku pod siedzibą Telewizji Polskiej w centrum Warszawy odbyła się demonstracja. Zgromadzeni protestowali przeciwko działaniom mediów publicznych, m.in. obwiniali TVP o to, że przez wiele miesięcy prowadziła nagonkę na Pawła Adamowicza, co miało się, ich zdaniem, przyczynić do zamachu na życie prezydenta Gdańska.
W trakcie protestu do gmachu TVP Info weszły dwie demonstrujące - Elżbieta Podleśna i Ewa Borguńska. Kobiety zostały wyrzucone z budynku przez ochronę. "W ataku na kobiety policja nie widziała nic złego. One same dostały prokuratorskie zarzuty 'zakłócenia miru domowego' telewizji (art. 193 Kodeksu karnego)" - pisze warszawska "Gazeta Wyborcza".
Jak informuje Karolina Gierdal, prawniczka w Kampanii Przeciw Homofobii, w piątek sąd uznał, że kobiety są niewinne. Wyrok nie jest prawomocny. - Mamy do czynienia z kolizją wolności do decydowania, kto jest osobą mile i niemile widzianą w gmachu TVP, a prawem i wolnością do swobody wypowiedzi. A właśnie w celu skorzystania z tej wolności oskarżone znalazły się w holu budynku użyteczności publicznej. W tej sytuacji kolizyjnej wolność wypowiedzi ma - zdaniem sądu - przewagę nad wolnością o decydowaniu - mówiła sędzia. Dodała, że TVP powinna się liczyć z krytyką i realizować swoją misję publiczną wyróżniając się bezstronnością.
Sąd uznał również, że wejście kobiet do budynku w żaden sposób nie przeszkadzało w w funkcjonowaniu instytucji. - Prawo to jest umowa społeczna, narzędzie, które reguluje stosunki między ludźmi. Nie jest ważne to, co się władcy podoba. Ważne są wartości: piękno, dobro, prawda i sprawiedliwość. I te wartości wyprzedziły instrumentalne zastosowanie artykułu 193 Kodeksu karnego - zaznaczyła sędzia.