- Prokurator wziął pod uwagę całokształt okoliczności tej sprawy, tego zdarzenia, które było rozciągnięte w czasie, ale było też dynamiczne. Te interwencje były poddane badaniu przez biegłych, później te opinie biegłych, oceniał prokurator i doszedł do wniosku, że podstaw do formułowania zarzutów nie ma - powiedziała TVN24 Anna Marszałek, rzeczniczka prasowa Prokuratury Regionalne w Poznaniu.
Ojciec zmarłego decyzji tej nie rozumie. Jak przyznał, przekazał on dokumenty dotyczące sprawy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. - Winni tej niepotrzebnej śmierci muszą zostać ukarani - powiedział.
Igor Stachowiak miał 25-lat, kiedy wracając z imprezy, został zatrzymany przez policję na wrocławskim rynku. Funkcjonariusze obezwładnili go w brutalny sposób i przewieźli na komisariat przy ul. Trzemeskiej, gdzie wielokrotnie razili paralizatorem. Fakty te wyszły na jaw jednak dopiero po roku.
Sposób zatrzymania i przesłuchania młodego mężczyzny ujawnił dopiero Wojciech Bojanowski w swoim reportażu. Materiał został wyemitowany przez "Superwizjer". Można na nim zobaczyć nagranie z paralizatora, którym rażony był mężczyzna. Widać, że nie stawiał oporu.
- Przez 12 miesięcy nie działo się w tej sprawie właściwie nic. Pierwszy komunikat, który trafił do ojca, był taki, że Igor osunął się z krzesła podczas przesłuchania. Później ojciec podczas sekcji zwłok, która była prowadzona, zrobił zdjęcie twarzy Igora, na której było widać, że są po prostu ślady jakiejś przemocy - mówił Bojanowski dla TVN24.
Sąd ocenił, że funkcjonariusze przekroczyli swoje uprawnienia oraz znęcali się nad mężczyzną psychicznie i fizycznie, jednak działania te nie miały wpływu na jego śmierć. Biegli uznali, że Stachowiak zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po epizodzie excited delirium (rodzaj ostrej psychozy). Policjant, który trzykrotnie raził 25-latka paralizatorem, otrzymał karę 2,5 roku więzienia, pozostali trzej funkcjonariusze natomiast - 2 lat.