- Komisja, która wyjaśniłaby tę sprawę, jest w moim przekonaniu bardzo potrzebna. Wytyczne Konferencji Episkopatu Polski mówią co prawda, że nie toczy się postępowań karnych przeciwko zmarłym duchownym, ale mówią też, że dają możliwość wyjaśnienia sprawy, jeśli wymaga tego dobro Kościoła, a w tym przypadku wydaje mi się, że dobrem kościoła jest dobro osób pokrzywdzonych - powiedział w TVN24 ks. Piotr Studnicki z biura delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży. Jak podkreślił, osoby, które zostały pokrzywdzone, "mają prawo oczekiwać" wyjaśnienia sprawy przestępstw, których miał dopuszczać się ks. Dymer.
Duchowny przekonywał, że osądzenie zaniedbań biskupów dotyczących sprawy ks. Dymera jest "wyłączną kompetencją Stolicy Apostolskiej". - Prymas nie ma żadnych kompetencji, by prowadzić postępowania wobec innych biskupów. Także episkopat sam w sobie nie jest sądem - powiedział. - Wiemy, że toczy się postępowanie wobec emerytowanego arcybiskupa Głodzia. Zostało złożone też zawiadomienie w sprawie ewentualnych zaniedbań biskupa Dzięgi. Ale to się toczy na zlecenie Stolicy Apostolskiej. Ostateczne decyzje muszą zapaść w Rzymie - podkreślił.
Z reportażu o księdzu Andrzeju Dymerze, który we wtorek wyemitowano w "Czarno na białym" wynika, że archidiecezja szczecińsko-kamieńska wiedziała o skłonnościach duchownego już w latach 90. 1996 r. abp Marian Przykucki napisał w notatce o "niedobrych wieściach", dotyczących ks. Dymera. Chodziło o "deprawowanie młodzieży" z Ogniska św. Brata Alberta. Później na własną rękę sprawę duchownego badał dominikanin o. Marcin Mogielski, który zebrane dokumenty przekazał kurii. W kolejnych latach o wykorzystywaniu seksualnym, którego dopuszczał ks. Dymer, pisała m.in. "Gazeta Wyborcza". Mimo tych wszystkich sygnałów duchowny wciąż pełnił wysokie funkcje w kościele. W 2010 roku został dyrektorem Instytutu Medycznej im. Jana Pawła II.
We wtorek 16 lutego ks. Andrzej Dymer zmarł po długiej chorobie. Miał 59 lat.