Polscy kontrolerzy lotów pracują w pojedynkę. "To, że nam się udaje przetrwać bez strat, to cud"

Kontrolerzy lotów pracują w pojedynkę na wieży, przez co dochodzi do niebezpiecznych sytuacji - wynika ze śledztwa Tvn24.pl i magazynu "Czarno na białym" TVN24. - To, że nam się udaje przetrwać bez strat, to cud - opisuje sytuację na lotnisku w Modlinie jeden z informatorów stacji. Dopytywany, jakie mogą być konsekwencje takiego stanu rzeczy, odpowiada: - Śmierć ludzi, mówiąc krótko. Śmierć pasażerów.

Kontrolerzy lotów z powodu pandemii, która ograniczyła ruch lotniczy, pracują w pojedynkę. Sytuacja ta ma miejsce od przełomu marca i kwietnia 2020 roku i jest spowodowana decyzją Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej - informuje tvn24.pl i magazyn "Czarno na białym" TVN24.

Samolot F-117 Nighthawk Serbowie byli blisko do upokorzenia wojska USA po raz drugi

Polska Agencja Żeglugi Powietrznej ograniczyła liczbę kontrolerów lotniczych

W kontroli ruchu lotniczego zaczęto łączyć stanowiska, w wyniku czego kontrolerzy pracują w ramach systemu SPO, czyli Single Person Operation. Oznacza to, że pracują w pojedynkę, mimo że wcześniej te zadania były wykonywane przez dwie osoby. Dotyczy to zarówno kontrolerów zbliżania, jak i kontrolerów wieżowych.

Kontrolerzy zbliżania kontrolują ruch lotniczy w przestrzeni 100 km wokół lotniska. Wykrywają kolizyjne kursy i planują ruch w powietrzu. Wcześniej kontroler zbliżania miał do pomocy koordynatora lub planującego, który pomagał koordynować pracę. Teraz robi to samodzielnie przez wiele godzin.

Kontrolerzy wieżowi odpowiadają z kolei za ruch na płycie lotniska oraz za ruch w przestrzeni ok. 10 km dookoła portu. To oni prowadzą samolot w ostatniej fazie lotu, która jednocześnie jest najbardziej niebezpieczna, czyli przy lądowaniu. Wcześniej do pomocy mieli drugiego kontrolera, tzw. asystenta lub operatora. W wyniku wprowadzenia systemu SPO teraz jedna osoba pilnuje dwóch zestawów monitorów.

Model pracy SPO był wcześniej stosowany, ale w nocy i na małych lotniskach, gdzie był najmniejszy ruch.

Boeing 747 jako Air Force One (za kadencji Baracka Obamy) Historia kultowego Boeinga 747. Mija 52 lata od pierwszego lotu

TVN24 dotarł do dokumentów i na przykładach pokazał, jak niebezpieczne jest ograniczenie liczby kontrolerów lotów

Dziennikarze Tvn24.pl i magazynu "Czarno na białym" TVN24 pokazali na przykładach, opierając się na dokumentach, do których dotarli, jak system SPO negatywnie wpłynął na pracę kontrolerów. Stacja opisuję wydarzenia z 30 grudnia ub.r., gdy Boeing 777 włoskich linii lotniczych Blue Panorama, zbliżający się do lotniska Chopina w Warszawie, nie mógł skontaktować się z kontrolerem przez ponad 2 minuty. Kontroler ten miał zostać przywołany na stanowisko krzykiem - twierdzi TVN24, dodając, że wewnętrzna kontrola wykazała, że incydent ten miał "poważny wpływ na bezpieczeństwo".

TVN24 opisuje też inną sytuację z 30 sierpnia ub.r., gdy nad Warszawą szalała burza i nad lotniskiem krążyło wiele samolotów, a kontrola zbliżania lotniska była "poważnie przeciążona". - Sytuacja była niebezpieczna, bo kontrolerów było za mało. Brakowało jednego, który powinien pełnić funkcję directora. To efekt wprowadzenia przez szefostwo PAŻP polityki łączenia stanowisk i systemu Single Person Operation - ocenił informator stacji.

Polska Agencja Żeglugi Powietrznej poważne niebezpieczne incydenty zgłasza do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Najwięcej - jak wynika z informacji TVN24 - pochodzi z lotniska w Modlinie, gdzie np. we wrześniu 2020 roku było ich 37.

- To, że nam się udaje przetrwać bez strat, to cud - opisuje sytuację na lotnisku w Modlinie jeden z informatorów stacji. Dopytywany, jakie mogą być konsekwencje takiego stanu rzeczy, odpowiada: - Śmierć ludzi, mówiąc krótko. Śmierć pasażerów.

Zobacz wideo XB-70 Walkiria, unikalny prototyp amerykańskiego bombowca

Ministerstwo Infrastruktury nabrało wody w usta

Związek Zawodowy Kontrolerów Ruchu Lotniczego w sierpniu skierował wniosek o zbadanie zmian systemu pracy SPO - dokument trafił do Urzędu Lotnictwa Cywilnego, prezesa PAŻP oraz ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, pełniącego nadzór nad obiema instytucjami.

Wcześniej, w maju 12 związków zawodowych z PAŻP skierowało list otwarty do kierownictwa instytucji oraz ministra Adamczyka, alarmując, że system SPO jest "ryzykowny", wyrażając sprzeciw "wobec wprowadzania oszczędności kosztem bezpieczeństwa". Związkowcy podkreślali, że w kontroli lotów przez wiele godzin wielokrotnie jest tylko jeden kontroler ruchu lotniczego, co w razie jego niedyspozycji może "stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa pasażerów i załóg we wszystkich statkach powietrznych".

Ani minister Adamczyk, ani wiceminister Horała nie odpowiedzieli stacji na prośby o komentarz.

Wypowiedzi udzielił za to Jacek Martynek, kierownik Ośrodka Kontroli Lotniska w PAŻP, który stwierdził, że SPO jest bezpieczną, "standardową procedurą, obowiązującą od lat".

W czterech niezależnych źródłach TVN24 ustalił, że kontrolerem, który opuścił stanowisko 30 grudnia, ma być właśnie Martynek. Rzecznik PAŻP nie potwierdził ani nie zaprzeczył, że to Jacek Martynek był tym kontrolerem, zasłaniając się "polityką przyjętą w PAŻP".

Więcej o: