W sobotę właściciele klubu Stara Babcia w Bydgoszczy zorganizowali imprezę, którą oficjalnie nazwali "otwartym spotkaniem partyjnym Strajku Przedsiębiorców" - opisuje "Wyborcza Bydgoszcz". Chcieli wykorzystać przepis, który stanowi, że spotkania partyjne mimo obowiązujących w Polsce obostrzeń można organizować. - Mam nóż na gardle. Musiałem zamknąć swoje działalności. Nie udało mi się skorzystać z żadnej pomocy, o której mówi propaganda rządowa. Każdy może wstąpić do partii, a po spotkaniu zdecydować, czy chce być jej członkiem - mówił w rozmowie z "GW" właściciel klubu jeszcze przed imprezą.
W okolicach godziny 20 przed pubem zebrała się kolejka młodych ludzi - można to zobaczyć na nagraniu poniżej:
Na miejscu był też Paweł Tanajno, lider Strajku Przedsiębiorców. Jak opisuje "Wyborcza", z pobliskiej bramy sytuację obserwowało dwóch policjantów w cywilu. Po godzinie 21 służby rozpoczęły "nalot' na lokal - na miejscu pojawiło się kilka radiowozów, a także samochody przedstawicieli skarbówki i sanepidu.
Funkcjonariusze poinformowali, że kontrola jest przeprowadzana w związku z zorganizowaniem nielegalnego zgromadzenia - właściciel odpowiedział:
Nie jesteśmy już klubem. Prowadzimy pomieszczenia na spotkania partyjne.
Policja legitymowała uczestników, a urzędnicy izby celno-skarbowej sprawdzali, czy klub w prawidłowy sposób rozlicza się z podatków i czy ma wymagane akcyzy.
Kontrola trwała do późnych godzin wieczornych. Jak opisuje "Express Bydgoski", ostatecznie uczestników imprezy poproszono o opuszczenie lokalu. - Nie będziemy w żadnym wypadku stawiać oporu policji, mimo że ta podjęła działania przy braku prawomocnej decyzji sanepidu. Ubierajcie się i wychodźcie. Sąd rozsądzi, czy było to legalne, czy nie. Mam nadzieję, że właściciel zyska świetne materiały do pozwów o odszkodowania i tyle - podsumował Paweł Tanajno.
Właściciel klubu Tomasz Daroń w rozmowie z "Gazetą Pomorską" opowiedział, że jego zdaniem policja obserwowała jego działania wcześniej. Przekazał też, że w piątek wieczorem, po przygotowywaniu pomieszczeń klubu do planowanego na sobotę wydarzenia, został zatrzymany przez policję po - jak stwierdzono - "donosie, że jest pod wpływem alkoholu".
Idąc do mojego samochodu, zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej na ulicy Poznańskiej, widziałem stojący radiowóz, drugi minął nas, gdy schodziliśmy do mojego auta - stanął kilkaset metrów dalej, wyłączył światła i czekał. Gdy wyjechałem swoim autem, policjanci radiowozem ruszyli za mną, włączając koguty. Zatrzymano nas na parkingu na placu Poznańskim, w pobliżu sądu. Podjechał jeszcze nieoznakowany samochód z kryminalnymi po cywilu, ale mającymi policyjne odznaki na piersiach
Zatrzymano mnie, bo funkcjonariusze mieli dostać donos, że jestem pod wpływem alkoholu. W tym momencie wiedziałem już, że to nie jest przypadkowa kontrola. Poproszono mnie o dokumenty, które sprawdzono. Poinformowano mnie, że zostanę przebadany alkomatem, ale nie tym "zwykłym". Pół godziny trwało, zanim przyjechał na miejsce duży radiowóz ze specjalnym komputerowym alkomatem. Na miejscu wykonano mi badanie na zawartości alkoholu w organizmie. Wynik był: 00
- relacjonował mężczyzna w rozmowie z gazetą.
W sobotę opisywaliśmy inną sprawę związaną z otwarciem klubu, tym razem w Rybniku. Właściciel został doprowadzony do prokuratury, gdzie usłyszał zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób.