Podczas interwencji w nocy z soboty na niedzielę, policja wylegitymowała 213 osób, które bawiły się w klubie Face 2 Face w Rybniku w województwie śląskim. W trakcie tych działań doszło do przepychanek, a funkcjonariusze użyli pałek, granatów hukowych oraz broni gładkolufowej. W sprawie naruszenia nietykalności cielesnej policjantów zatrzymane zostały trzy osoby. Dodatkowo wieczorem przed komendą zgromadziło się kilkadziesiąt protestujących.
Cytowany przez Polsat News Michał Wojciechowski, lider strajku przedsiębiorców opisał całą sytuację. - Policja sprowokowała, wtargnęła nielegalnie do klubu, użyła gazu, pani rzecznik policji kłamie, mamy mnóstwo nagrań i oświadczam, że wszelkie próby, które już wielokrotnie były, nagabywania uczestników, zabierania telefonów komórkowych są bezprawne - powiedział.
Lider strajku zapewniał jednocześnie, że "wszystkie filmy mają zgrane i w odpowiednim momencie je pokażą, więc niech policja się nie kompromituje i nie mówi, że nie użyła gazu w zamkniętym pomieszczeniu".
Słowa Wojciechowskiego są odpowiedzią na stanowisko policji, która twierdzi, że nie doszło do użycia gazu wewnątrz klubu. - Na miejsce weszli policjanci z sanepidem. Niestety właściciel unikał kontaktu z nami w związku z tym ta decyzja została ogłoszona zarówno pracownikom, właścicielowi jak i tym osobom, które się tam bawiły - oświadczyła Aleksandra Nowara z katowickiej komendy.
Nowara dodała, że uczestnicy zabawy byli proszeni o opuszczenie lokalu. - Z tego lokalu część wyszła dobrowolnie, część nie chciała, wywiązała się pyskówka. Absolutnie zaprzeczam, bo takie komentarze się pojawiły, że w środku używaliśmy siły fizycznej czy też gazu, takich środków absolutnie nie używaliśmy. W końcu te osoby wyszły na zewnątrz, tam zgromadziło się kilkaset osób - przekazała.
Marcin Koza i Sandra Konieczny, współwłaściciele klubu przekazali, że policjanci weszli do środka bez podstaw prawnych. Na prośbę o przedstawienie się, mundurowi mieli używać filmowych nazwisk: Jamesa Bonda i Grzegorza Brzęczyszczykiewicza. - Myślałam, że w tym trudnym czasie, kiedy jest pandemia, policja chce chronić ludzi przed pandemią. Jak się jednak okazuje, policja atakuje ludzi, żeby chronić pandemię - powiedziała Konieczny.
- Weszli na lokal bez żadnej zgody, siłą, zaatakowali klientów. Gazowali nas w lokalu, przez co jedna z naszych klientek miała problemy z oddychaniem w górnej strefie lokalu; nie pozwolili nam jej sprowadzić na dół - relacjonowała współwłaścicielka lokalu.
Policjanci przekazali ponadto, że część uczestników zabawy dobrowolne opuściła lokal, natomiast pozostali nie chcieli się stosować do poleceń. Zgodnie z policyjnym komunikatem, zebrana przed lokalem grupa kilkuset osób "w większości była nietrzeźwa i agresywna w stosunku do mundurowych". Niektórzy z nich nie mieli na twarzach maseczek, pili alkohol i podawali policjantom fałszywe dane personalne.