Historię Radosława Bolka, który jeszcze przed wybuchem pandemii koronawirusa wyleciał do Afryki, przedstawiono w programie "Interwencja" na antenie Polsat News. 23-latek pracował w ekskluzywnej restauracji, gdzie w ciągu roku miał zarobić około 100 tys. zł. W październiku 2020 r. mężczyzna zmarł nagle w szpitalu.
Radosław Bolek pracował jako kucharz w restauracji we Freetown, założonej przez inwestora z Polski. 23-latek znał przyszłego menadżera placówki. - Ja go na to wszystko namówiłam. Powiedziałam, że gdybym nie miała dziecka i miałabym ofertę takiej pracy, to na pewno bym z tego skorzystała. Bardzo żałuję tych słów. Oni tam dużo płacili za jedzenie w tej restauracji. Brat miał zdjęcie z królową - powiedziała w programie siostra Radosława, Ewelina.
W Sierra Leone nikt nie przejmował się koronawirusem, wszystkie restauracje działały w normalnym trybie. - Nie było czegoś takiego jak lockdown - powiedział były menadżer restauracji. W pewnym momencie pobytu we Freetown, 23-latek poczuł się gorzej, zrobiono mu badania i przyjęto do szpitala. Dwa dni później Radosław Bolek zmarł. Po autopsji jako oficjalną przyczynę zgonu podano malarię.
Matka zmarłego 23-latka, pani Anna Michalik, nie wierzy w oficjalną przyczynę zgonu. Aby przeprowadzono sekcję zwłok jej syna musiała pożyczyć 8 tys. zł. na łapówkę. Kobieta zbiera również pieniądze na sprowadzenie ciała Radosława do Polski. Potrzebuje do tego 60 tys. zł., do tej pory przyjaciele jej syna zebrali łącznie 30 tys.
Anna Michalik powiadomiła polską prokuraturę o śmierci swojego syna. Apeluje również do ministra sprawiedliwości o objęcie nadzorem postępowania w tej sprawie. Śledczy przekazali, że są poruszeni sprawą 23-latka, a postępowanie jest wciąż na początkowym etapie. Matka 23-latka ma również żal do Ambasady RP w Nigerii, że nie pomogła jej w pierwszych dniach po śmierci syna.