Sytuacja miała miejsce w miejscowości Suche pod Poroninem w powiecie tatrzańskim we wtorek, 5 stycznia na stoku "U Jędrola". Około godziny 8 na stoku pojawiła się Jadwiga Emilewicz z mężem Marcinem i trzema synami - informuje portal tvn24.pl. Chłopcy byli wpisani na listę zawodników zakopiańskiej szkółki narciarskiej, która leżała na ladzie w barze przy stoku. Nazwiska 36 dzieci były wydrukowane, jednak na liście odręcznie dopisano dwa nazwiska - wśród nich była Jadwiga Emilewicz.
Zgodnie z rozporządzeniem rządu, obecnie ze stoków mogą korzystać praktycznie wyłącznie zawodowi sportowcy. Oznacza to, że narciarze powinni posiadać licencję Polskiego Związku Narciarstwa - rejestr widnieje w internecie, na stronie PZN. Zawodnicy nie mają licencji papierowych, są one widoczne jedynie w systemie internetowym. Karty papierowe mają jedynie trenerzy i instruktorzy.
Z artykułu tvn24.pl wynika, że dziennikarz portalu 4 i 5 stycznia kilkukrotnie sprawdzał, czy znajdują się w nim synowie Jadwigi Emilewicz. Twierdzi, że po wpisaniu nazwiska byłej wicepremier nie wyświetlał się żaden wynik. Nazwiska synów niezrzeszonej posłanki klubu parlamentarnego PiS miały pojawić się dopiero w czwartek 7 stycznia, czyli kilka dni po kontakcie dziennikarza z Emilewicz.
Dziennikarz skontaktował się z Jadwigą Emilewicz, która była zaskoczona faktem, że jej synów nie ma w rejestrze PZN. Była wicepremier przesłała redakcji portalu dokument, na podstawie którego - jak twierdzi - jej synowie mogli być na stoku. Jest to pismo z Warszawskiego Okręgowego Związku Narciarskiego, datowane na 23 grudnia ub.r. i zatytułowane "potwierdzenie faktu zgrupowania sportowego przygotowującego zawodników". Napisano w nim, że związek "na podstawie 'zaświadczenia Polskiego Związku Narciarskiego' potwierdza, że od 3 do 10 stycznia 'odbędzie się zgrupowanie zawodników trenujących zawodniczo' na stacji narciarskiej Suche i na stoku 'U Jędrola'".
W piśmie widnieje zapis, że zgrupowanie ma "charakter sportowy" i "przygotowujący powołanych zawodników narciarstwa alpejskiego z roczników 2011-2005". Jest w nim także lista, gdzie widnieją nazwiska trzech synów Emilewicz.
Pod pismem podpisana jest Ewa Stępniak, członkini zarządu WOZN, która jest także współzałożycielką warszawskiego klubu Sporteum. Stępniak przyznała, że zna się z Emilewicz.
Synowie byłej wicepremier należą do innego klubu z Warszawy - Deski.
W dokumencie Warszawskiego Okręgowego Związku Narciarskiego nie ma jednak ani słowa o szkółce narciarskiej Bartłomieja Ptaka. Mężczyzna przyznał, że synowie Emilewicz przyjechali do niego pierwszy raz. - Wcześniej ich nie znałem. Dowiedzieli się, że ten stok jest czynny, że są organizowane treningi. Zgłosili się do mnie i do Sporteum, żeby w tych treningach uczestniczyć. Pod koniec grudnia albo na początku stycznia zadzwoniła do mnie Jadwiga Emilewicz - powiedział w rozmowie z tvn24.pl.
Przekazał, że synowie Emilewicz brali udział w jego treningach przez cztery dni.
Dodał, że jego szkółka nie brała udziału w zgrupowaniu warszawskiej szkoły Sporteum. Treningi Ptaka trwały od 8 do 10, te szkoły Sporteum od 10.
Jadwiga Emilewicz w stanowisku przesłanym redakcji tvn24.pl przekonuje, że nie złamała żadnych obostrzeń. "Uważam, że decyzje rządu są słuszne i w pełni się im podporządkowuję. Żadnym swoim działaniem nie lekceważę apeli rządu, ani tym bardziej rządowych rozporządzeń" - napisała.
Emilewicz zapewniła także, że jej synowie od lat brali udział w zawodach, w wyniku czego mieli licencje. Była wicepremier przesłała do redakcji ich numery. Dziennikarz tvn24.pl wpisał je w rejestr, który rzeczywiście pokazał wyniki - wszystkie trzy licencje zostały wydane jedna po drugiej i mają trzy kolejne numery.
Emilewicz w mailu przesłanym do redakcji przekonywała z kolei, że numer licencji jej syna jest inny i że ma on ją od 2017 roku. "Licencja należy do innego, 20-letniego zawodnika. Od ponad trzech lat nie jest aktywna" - pisze autor artykułu Grzegorz Łakomski.
Emilewicz zapytana, czy także korzystała ze stoku, przekazała, że razem z mężem chodziła "w czasie treningów synów na skiturach - między innymi w Suchem, Małem Cichem - poza granicą stoków narciarskich wyznaczoną przez ogrodzenia". Emilewicz twierdzi, że w ten sposób nie naruszyła rządowego rozporządzenia.
Kilka godzin po publikacji Jadwiga Emilewicz wydała oświadczenie, którego treść można przeczytać tutaj >>>.