Do zdarzenia doszło 25 października 2020 roku około godziny 13:30. Jak opisuje dziennik "Super Nowośći" do kobiety z nasilającymi się dusznościami i problemami z sercem przyjechała karetka. Podejrzewający zawał ratownicy wykonali EKG. Wyniki przy pomocy teletransmisji omówiono z lekarzem z Podkarpackiego Centrum Interwencji Sercowo-Naczyniowych Carint w Sanoku, który nie dopatrzył się zawału. Skierował on kobietę do dalszej diagnostyki - zlecił prześwietlenie płuc i przeprowadzenie testu na koronawirusa.
Ratownicy postanowili, że omówią stan pacjentki z lekarzem SOR z sanockiego szpitala. Placówka jednak od 21 października jest szpitalem covidowym i przyjmuje tylko takie osoby, które uzyskały dodatni wynik testu lub ich stan nie pozwala na transport do innego szpitala.
Dyspozytor skierował zatem karetkę do oddalonego o 20 kilometrów szpitala w Brzozowie, gdzie kobieta została poddana tzw. szybkiemu testowi. Potwierdził on, że pacjentka jest zakażona koronawirusem. W placówce nie było jednak dostępnych izolatek, dlatego 70-latka nie została do niej przyjęta.
W takiej sytuacji dyspozytor ponownie skierował kobietę do szpitala w Sanoku. W oczekiwaniu na przyjęcie na SOR były już dwie karetki, wskutek czego 70-latka musiała "poczekać na swoją kolej". Po 40 minutach oczekiwania przestała jednak oddychać. Ratownicy rozpoczęli resuscytację, a następnie przyjęto ją na oddział ratunkowy. Pomimo godzinnej reanimacji kobieta zmarła.
Niedługo po całej sytuacji kierownictwo szpitala w Sanoku i Bieszczadzkiego Pogotowia Ratunkowego zapewniało, że lekarze i ratownicy zajmujący się pacjentką zachowali się zgodnie z obowiązującymi procedurami i wytycznymi oraz poleceniami dyspozytora.
Bliscy zmarłej kobiety skierowali jednak sprawę do Prokuratury Rejonowej w Sanoku, która 28 października wszczęła śledztwo z artykułu 155. kodeksu karnego, który dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci. Dzień później odbyła się sekcja zwłok 70-latki. Pełna dokumentacja zostanie przekazana biegłym, którzy ocenią, z jakiego powodu doszło do zgonu kobiety i czy ratownicy oraz lekarze zachowali się prawidłowo.
Śledztwo toczy się w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie. Nieumyślne spowodowanie śmierci zagrożone jest karą pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.