Adam Niedzielski w Polsat News komentował aferę związaną ze szczepieniami poza kolejnością. Warszawski Uniwersytet Medyczny utrzymuje, że dodatkowa pula szczepionek, z której skorzystali m.in. aktorzy (Krystyna Janda, Maria Seweryn, Wiktor Zborowski) a także rodziny pracowników szpitala zostały przekazane przez Agencję Rezerw Materiałowych. Ta zaprzecza, by przekazywała jakiekolwiek dawki do zaszczepienia osób spoza grupy zero. Szczepienia organizowało Centrum Medyczne Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (nie sama uczelnia, a zewnętrzna spółka, która podlega uniwersytetowi). Do wyjaśnienia sprawy powołano komisję, a w poniedziałek poinformowano, że dr n. med. Ewa Trzepla, prezeska zarządu spółki Centrum Medyczne WUM, została odwołana ze stanowiska przez radę nadzorczą.
Pod koniec grudnia p.o. prezesa NFZ w piśmie do dyrektorów szpitali wskazywał: "Do dnia 6 stycznia 2021 r. możliwe będzie, oprócz szczepienia pracowników, także szczepienie członków ich rodzin oraz pacjentów Państwa szpitali, którym stan zdrowia na to pozwoli, wykorzystując dawki, które mógłby się zmarnować, bo wcześniej zgłoszone osoby nie mogły się stawić w tym świąteczno-noworocznym terminie". WUM informuje, że zaszczepiono 300 pracowników, 150 członków ich rodzin i pacjentów, "w tym znane postaci kultury i sztuki (18 osób), które zgodziły się zostać ambasadorami powszechnej akcji szczepień".
- To nie kończy sprawy - powiedział minister zdrowia, odnosząc się do odwołania ze stanowiska prezeski Centrum Medycznego WUM. - Ale to dobra wiadomość, bo świadczy o odpowiedzialności władz WUM - dodał, wskazując, że decyzja rady nadzorczej spółki "potwierdza, że mieliśmy do czynienia z nieprawidłowościami".
Niedzielski podkreślił, że NFZ i resort zdrowia chcą zbadać jeszcze kilka wątków sprawy - chodzi m.in. o procedurę, która zezwoliła osobom nienależącym do personelu medycznego do zapisania się na szczepienie. - Muszę otrzymać jakieś dokumenty, które potwierdzą, że ten proceder odbywał się według jakiegoś modelu. Chcę się przyjrzeć wątkowi sprawowanego nadzoru, w tym przez rektora [profesora Zbigniewa Gacionga - red.] - mówił minister.
Niestety pojawiła się historia, która dotyczyła obecności pana rektora WUM przy szczepieniach, co oznaczałoby, że one w jakimś sensie odbywały się przy jego przyzwoleniu czy przynajmniej za jego wiedzą. Jeżeli to by się potwierdziło, to rzeczywiście jedynym honorowym wyjściem powinna być dymisja rektora WUM. Nie chciałbym teraz tego przesądzać
- powiedział Niedzielski, który na piątkowej konferencji prasowej przekazał, że rektor WUM potwierdził, iż "był obecny podczas akcji szczepień". Niedługo później udostępnił "do publicznej oceny" odpowiedź rektora WUM. Prof. Zbigniew Gaciong pisze, że w dniach 30 i 31 grudnia, wśród oczekujących na szczepienie "rozpoznał tylko kilka osób ze świata kultury". Rektor nie wyjaśnia, co osoby te robiły w kolejce do szczepień, skoro nie zależą do grupy zero.
Rektor WUM wcześniej kilkakrotnie zabierał głos w sprawie. - Warszawski Uniwersytet Medyczny nie prowadzi akcji szczepień, prowadzi ją wybrana przez NFZ spółka Centrum Medyczne, której WUM jest właścicielem - mówił. W oświadczeniu wysłanym PAP podkreślał, że w swojej pracy zawodowej, jak również w życiu prywatnym zawsze kieruje się "najwyższymi zasadami moralnymi i etycznymi". "Jednocześnie informuję, że nie zaszczepiłem się w CM WUM Sp. z o.o., ani w żadnym innym ośrodku, czekam na swoją kolej. Nie zaczepiłem też swojej 91-letniej mamy, ani nikogo z mojej rodziny (...) Jest mi niezmiernie przykro z powodu zaistniałej sytuacji związanej z nieprawidłowościami przy szczepieniach przeciwko COVID-19 prowadzonych przez Centrum Medyczne Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego " - dodał prof. Gaciong.