Zgodnie z pomysłem projektu ustawy opracowanej przez Ordo Iuris, rząd i prezydent byliby upoważnieni do wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej. Według prezesa tej organizacji, konwencja narusza zasadę światopoglądowej bezstronności władz publicznych oraz "narzuca ideologię gender, jako klucz do zarządzania państwową polityką społeczną". Ordo Iuris, Chrześcijański Kongres Społeczny oraz inne organizacje pozarządowe proponują zastąpienie jej "Konwencją o Prawach Rodziny".
- Posłowie będą mieli teraz obowiązek wypowiedzenia się na temat Konwencji Stambulskiej i zdecydowania, czy dokument ten pozostanie dalej w naszym systemie prawnym. Decyzja ta jest bardzo ważna i od niej zależało, w którą stronę pójdzie nasz kraj - mówiła na konferencji przedstawicielka Ordo Iuris Karolina Pawłowska. Według niej Konwencja Stambulska "w sposób instrumentalny podchodzi do przemocy wobec kobiet".
Polska podpisała Konwencję Stambulską w 2012 roku, a ratyfikowana została w kwietniu 2015 roku. Do tej pory podpisana została przez przedstawicieli 45 krajów. Założeniem dokumentu stworzonego przez Radę Europy jest ulepszenie ram prawnych, które są konieczne do przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Dokument zawiera również rozwiązania w zakresie m.in. strategii, profilaktyki, ochrony i wsparcia ofiar przemocy oraz ścigania sprawców. Zapisy wskazują również, że przemoc domowa nie jest sprawą prywatną, a obowiązkiem państwa jest aktywne działanie na rzecz jej zapobiegania.
Spór o konwencję toczy się jednak także w samym rządzie Zjednoczonej Prawicy. Jej przeciwnikiem jest m.in. Zbigniew Ziobro, który domaga się jej wypowiedzenia. Według ministra sprawiedliwości jej zapisy "dają możliwość do kwestionowania tradycji i religii, jako przyczyny przemocy wobec kobiet". Resort sprawiedliwości wydał nawet oficjalny komunikat w sprawie Konwencji Stambulskiej. Ministerstwo podkreśla, że choć popiera wszelkie działania dotyczące walki z przemocą domową, to nie zgadza się z "warstwą ideologiczną" zapisów. "Konwencja w swojej warstwie ideologicznej jest manifestem ruchów feministycznych, o marksistowskim, lewicowym charakterze, który fałszywie wskazuje na źródła przemocy. Tymi źródłami w naszej ocenie nie są kwestie związane z tzw. płcią społeczno-kulturową, a alkoholizm, narkomania czy uzależnienie od hazardu" - napisał resort sprawiedliwości.
- To kolejna wypowiedź z zakresu debaty politycznej, a nie prawnej. Nie wiem, w którym miejscu konwencja miałaby stanowić takie zagrożenie. Konwencja to rozsądne, oparte na naukowych obserwacjach zalecenia i wytyczne, a nie przejaw superprogresywnej ideologii. Obowiązuje zresztą w Polsce już od pięciu lat - mówiła w rozmowie z Gazeta.pl adwokatka, ekspertka współpracująca z Helsińską Fundacją Praw Człowieka Zuzanna Warso. Według niej zarzuty wobec konwencji są mocno nadinterpretowane. - To wszystko pokazuje, że władza wcale nie staje po stronie ofiar przemocy wobec kobiet. Przemoc nie jest dla władzy problemem kluczowym, a elementem politycznej rozgrywki - dodaje.
Konwencji Stambulskiej bronią też między innymi Centrum Praw Kobiet i Niebieska Linia, czyli organizacje, które aktywnie zajmują się pomocą ofiarom przemocy. Zwracają one uwagę na to, że chociaż konwencja obowiązuje od lat, to polski system nie wprowadził idealnej ochrony dla osób, które doświadczają przemocy ze strony rodziny. - Wbrew standardom przyjętym w konwencji stambulskiej w Polsce wciąż praktykuje się mediacje między sprawcą a ofiarą; mamy do czynienia z orzeczeniami ustalającymi miejsce pobytu dzieci w miejscu zamieszkania sprawcy. W polskim prawie, aby udowodnić gwałt, ofiara musi wykazać, że do czynu karalnego doszło z użyciem przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu, podczas gdy konwencja mówi, że za gwałt należy uznać zachowania seksualne, na które druga strona nie wyraża zgody - wymienia CPK.
Jak podaje Onet, przeciwnicy konwencji krytykują zapisy dotyczące płci biologicznej i płci społeczno-kulturowej. Nie są one jednak próbą negowania płci biologicznej, o czym wspominano w Radzie Europejskiej, ale służą za podkreślenie, że istnieje przemoc ze względu na płeć. Dotyczy to m.in. krajów, w której istnieje kulturowe przekonanie "o niższości kobiet" względem mężczyzn.