"Złapałem koronawirusa. Pierwsza doba ciężka, od kilku dni stabilnie i w miarę łagodnie. Poprosiłem o leczenie doktora Włodzimierza Bodnara z Przemyśla, „testuję” na sobie lek przeciwwirusowy oparty o amantadynę" - poinformował na Twitterze Robert Winnicki.
Poseł Konfederacji w szerszym wpisie na Facebooku informuje, że "pierwszego dnia późnym wieczorem pojawiło się drobne pokasływanie". "W nocy objawy przeziębienia, od rana ciężkogrypowe. Gorączka, ból głowy, dreszcze, bóle mięśniowe, osłabienie, brak apetytu, kaszel. Próbowałem dodzwonić się do przychodni, ale bezskutecznie. Asystent pojechał i zarejestrował mnie na miejscu na teleporadę... za sześć dni. W związku z tym wydałem kilkaset złotych i zamówiłem test do domu" - opisuje.
Jak dalej informuje, że skontaktował się z dr. Włodzimierzem Bodnarem, który wypisał mu "lek oparty na amantadynie". "Gorączka i ból głowy ustąpiły po pierwszej dobie, jeszcze zanim zacząłem brać leki i od tamtej pory, jak na razie, towarzyszą mi tylko osłabienie i kaszel. Gdzieś koło drugiej doby straciłem węch i smak, natomiast po pierwszych dwóch dniach wrócił apetyt. Kilkanaście godzin po otrzymaniu informacji o wyniku testu zadzwonił do mnie rządowy automat, informując, że mam przestrzegać izolacji domowej" - pisze Winnicki. " Objawy, które miałem w czasie pierwszej doby znam - nieraz w swoim życiu przechodziłem grypę, ale nie pamiętam takiego ich nasilenia. W porównaniu z tym moje obecne samopoczucie jest całkiem niezłe. Dziś nawet kaszel rzadszy niż wczoraj i przedwczoraj" - stwierdza dalej.
Niedawno o leczeniu amantadyną pisał wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. W listopadzie opinię na temat tego leku przedstawił Włodzimierz Bodnar, specjalista chorób płuc z Przemyśla.
Lekarz twierdzi, że dzięki amantadynie można ustabilizować ciężkie przypadki COVID-19. Amantadyna nie została umieszczona jednak w opublikowanych 13 listopada rekomendacjach Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, dotyczących leczenia COVID-19.
- Nie zrobiliśmy tego, ponieważ nie sądziliśmy, że będzie to potrzebne. Nie ma bowiem żadnych podstaw merytorycznych ani naukowych do stosowania amantadyny w zakażeniach wywołanych przez koronawirusa SARS-CoV-2 - tłumaczył w PAP prof. Robert Flisiak, prezes Towarzystwa. - Pojedyncze doniesienia pokazują jedynie chorych, którzy z dużym prawdopodobieństwem i tak by wyzdrowieli. Bo stadium bezobjawowe lub skąpoobjawowe wywołane przez koronawirusy SARS-CoV-2 występuje u 90 proc. wszystkich zakażonych, jawnych klinicznie - podkreślił.
Sprawę w kontekście kuracji opisanej przez Warchoła komentował rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. - Jest jedna opinia i bardzo znacząca: nie ma na dziś badań klinicznych na szeroką skalę, której potwierdziłyby z jednej strony skuteczność amantadyny w leczeniu COVID-19, a z drugiej strony bezpieczeństwo takiej terapii. Więc my jako Ministerstwo Zdrowia nie możemy rekomendować terapii, które nie są przetestowane - mówił.
Minister zdrowia Adam Niedzielski informował z kolei 15 grudnia, że Agencja Badań Medycznych zapoczątkowała badania nad amantadyną.