Prowadzone przez warszawską prokuraturę śledztwo dotyczy znieważenia flagi Polski z powodu umieszczenia na niej błyskawicy, czyli symbolu Strajku Kobiet. Znak ten jest od tygodni używany również przez uczestników protestów przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego ws. zaostrzenia prawa aborcyjnego.
W rozmowie z TVN24 fakt wszczęcia śledztwa potwierdziła rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz. - W Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Ochota zostało wszczęte śledztwo o czyn z artykułu 137 paragraf 1 Kodeksu karnego - oznajmiła.
Artykuł Kodeksu karnego, który jest podstawą do wszczęcia śledztwa, głosi, że "kto publicznie znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę lub inny znak państwowy podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku".
Rzecznik prokuratury wyjaśniła ponadto, że śledztwo prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komuś. Dodatkowo potwierdziła wcześniejsze doniesienia policji, która twierdziła, że postępowanie zostało "zainicjowane zawiadomieniem osoby prywatnej".
Kontrowersyjna interwencja policji odbyła się w sobotę przez godziną 20 w jednym z mieszkań na warszawskim Ursusie. Funkcjonariusze weszli wówczas bez nakazu do mieszkania, którego właściciel opiekował się wtedy sam trójką dzieci.
- Po chwili w drzwiach stanęła umundurowana nasza dzielnicowa oraz towarzyszący jej policjant. Weszli do mieszkania, bez mojej zgody i natychmiast skierowali się na balkon, skąd ściągnęli flagę. Nie zwracali uwagi na coraz bardziej przerażone sytuacją dzieci - relacjonował mężczyzna.
Policja oznajmiła, że interwencja była spowodowana tym, że "ktoś" przyszedł na komisariat i złożył zawiadomienie. - Fakt wszczęcia śledztwa niczego nie zmienia. W imieniu klienta kierujemy zażalenie na działania policji do sądu - powiedział TVN24 mecenas Bartosz Obrębski.